czwartek, 13 grudnia 2012

Czas wręczania tytułów mistrzowskich – czyli Gala Mistrzów Sportu Samochodowego 2012

Najważniejszy moment każdego sezonu dla zawodników, którzy startują w poszczególnych wyścigach czy rajdach, to chwila ich ukoronowania, czyli wręczenia mistrzowskiej szarfy na ramię i wręczenie pucharu. Uwierzcie mi, trema jest niesamowita kiedy wychodzi się przed całą salę najlepszych kierowców w Polsce. Miałem okazję dwa razy stanąć na najwyższym stopniu podium podczas Gali Mistrzów Sportu Samochodowego jako manager zespołu Opolskie Racing Team, który dwukrotnie, rok po roku zdobywał tytuł Mistrza Polski w klasyfikacji sponsorskiej.

Emocje jakie panują podczas odbierania tytułu mistrzowskiego są czymś wspaniałym, czego życzę każdemu który startuje w jakichkolwiek zawodach lub uprawia jakikolwiek sport. Jak już mogliście przeczytać powyżej dzisiaj o najlepszych zawodnikach GSMP, którzy 2 grudnia pojawili się w Warszawskim Domu Technika podczas dorocznej Gali Mistrzów Sportu Samochodowego organizowanej przez Polski Związek Motorowy. Już od razu zapraszam Was do obejrzenia krótkiego reportażu jaki udało się nam przygotować z tego wydarzenia, pokazujący jak wygląda taka impreza podsumowująca. Materiał filmowy znajdziecie nieco niżej, ale i zapraszam do przeczytania tego posta.
Ceremonia jest oczywiście imprezą bardzo oficjalną, a więc i oficjalne były i ubrania. Zawodnicy, których przez cały sezon widuję w kombinezonach założyli na siebie garnitury, koszule i krawaty i z rąk Głównej Komisji Sportu Samochodowego odebrali swoje trofea.

Sama impreza to od kilku sezonów spotkanie wszystkich konkurencji sportu samochodowego, a więc rajdów, wyścigów górskich, wyścigów torowych, rally crossu i rajdów terenowych. Podczas jednego wieczoru wręczanych jest ponad 200 pucharów, które trafiają w ręce zdobywców Pucharu Polski, Mistrzostw Polski oraz tytułów, jakie udało się zgromadzić w zagranicznych cyklach międzynarodowych. Ale na GSMP i góralach chciałbym się tu skupić.

Ponad 45 tytułów mistrzowskich zostało przyznanych w tym sezonie Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski, chyba największa ilość od kiedy ja zajmuję się wyścigami górskimi, a prawdopodobnie też największa ilość w historii GSMP.

Niestety w niektórych klasach mogliśmy zobaczyć jedynie zwycięzców, ze względu na warunki regulaminowe, ale podziękować za wspaniały sezon, który owocował w emocje, rywalizację oraz te dobre i gorsze momenty należy wszystkim zawodnikom, którzy stworzyli dla nas sportowe widowisko na najwyższym poziomie.

Gratuluję Mistrzom grup, klas oraz klasyfikacji generalnej którzy pojawili się na Gali oraz tym, którzy nie mogli się pojawić. Jeśli można by przyznać tytuł Mistrza Polski za organizację zawodów, to ten tytuł przekazał bym organizatorom z Automobilklub Małopolskiego, którzy w tym sezonie pokazali jak należy przygotować zawody rangi mistrzowskiej. Tytuł przyznany natomiast przez zawodników poszedłby z pewnością w ręce kibiców, którzy dopełnili tylko spektakl kierowców, zasiadając na zboczach tras w tym roku. To zdecydowanie dzięki Wam, czytelnikom, kibicom oraz wszystkim fanom My media możemy przekazywać informacje, zawodnicy rywalizować, a organizatorzy przygotowywać zawody. Za to chciałbym w imieniu wszystkich wcześniej wymienionych gorąco podziękować. Nie można zapomnieć też o zespołach, mechanikach oraz rodzinach zawodników, którzy może nie zauważeni zasługują na wielkie słowa uznania.

Korzystając z okazji chciałbym od siebie podziękować również osobiście tym, z którymi miałem w tym roku okazję współpracować zawodowo podczas wyścigów górskich, a o których może mało wiecie. Dziękuję Sebastianowi Kaczmarczykowi, Bartkowi Michalskiemu, Radkowi Raniszewskiemu, Filipowi Ożarowskiemu, Arkowi Barowi, Grześkowi Kozerze, Ewie Manasterskiej i Robertowi Duszykowi za tworzenie portalu www.wyscigigorskie.pl. Portalom autoklub.pl, rajdy.hoga.pl, toprally.pl, regiomoto.pl oraz wszystkim tym, którzy musieli męczyć się ze mną w tym sezonie. Podziękowanie również dla magazynu Rally Magazyn Rajdowy, Magazynowi WRC, ekipom motorecords.pl i maxxsport.pl za pracę przy medialnej promocji GSMP oraz wszystkim stacjom telewizyjnym, radiowym oraz prasie z jaką miałem okazję w tym sezonie współpracować. Tym których nie wymieniłem, również bardzo dziękuję za współpracę.


poniedziałek, 26 listopada 2012

Rekordy GSMP, czyli to co najlepsze w wyścigach górskich


Siadłem przed komputer i zacząłem podsumowania sezonu 2012. Pierwsze wrażenie, jakie odniosłem to „ile tych rekordów!!!! łał”. Tak, dokładnie doliczyłem się naprawdę niezłych statystyk, które chciałbym wam przedstawić choć w części. Dlatego dzisiaj zajmiemy się rekordami sezonu Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski 2012. Tekst podzieliłem sobie na trzy główne działy. Kibice, zawodnicy no i te najważniejsze, na które czekają dwie poprzednie grupy czyli rekordy tras jakie zostały pobite w 2012 roku. A więc zaczynamy konkretne, można powiedzieć nieco matematyczne podsumowanie. Na koniec przedstawię wam jeszcze nie pełne statystyki portalu www.wyscigigorskie.pl, bo udało się ustrzelić kolejny rekord.

KIBICE GSMP 2012

Już podczas pierwszych dwóch rund kibice z Podkarpacia i Małopolski, ale i z całego kraju nie zawiedli. Nie uwierzycie jakie wrażenie zrobiliście na mnie, kiedy w drugi dzień przejechałem się po trasie. Takich tłumów, które stały szpalerem od startu do mety nie widziałem w GSMP od czasów GSMP Góra Św. Anny. Tysiące kibiców, to było tak wspaniałe, że jak dojechałem na metę na moich ustach pojawił się wielki banan, taki z reklamy „czikity” jeśli ją jeszcze pamiętacie. Pomyślałem sobie, w końcu prawdziwe zawody rangi Mistrzostw Polski. To dzięki Wam kibicom, pierwsze rundy sezonu 2012 zostaną mi głęboko w pamięci, ale i nie tylko, bo rywalizacja jaka odbyła się na trasie to była superliga. Na moje oko podczas całego weekendu na zawodach pojawiło się od 5 do 7 tysięcy kibiców.
 
GSMP Załuż 2012
Kolejne rundy przyciągały żądnych wrażeń motomaniaków jak magnes. Jahodna, to popis Słowaków, którzy kochają motorsport. Limanowa, jak co roku pokazała swoją siłę w kibicach. Było ich naprawdę sporo, ale jednak Korczyna nadal nie została pobita. W Sopocie jak co roku dużo turystów, wczasowiczów no i wiernych kibiców. Sienna, może ze względu na pogodę nie przyciągnęła aż tylu widzów jak w roku 2011, ale nadal było widać rzesze kibiców zwłaszcza w sobotę. Kolejne zawody GSMP Banovce, to jak co roku komplet widzów zarówno słowackich jak i polskich, co widać na trasie w kilku miejscach, zwłaszcza od startu, następnie na patelniach i przy pomniku. Na zakończenie GSMP Załuż. Tu zdjęcie jakie zrobiłem podczas tych zawodów bo to było coś. Takiego szpaleru kibiców nie widziałem dawno. Parę tysięcy odwiedziło ostatnie rundy GSMP, no i mieli co obejrzeć – choćby spektakl Mariusza Steca i rekord trasy Marcina Bełtowskiego.

Cały sezon oceniam bardzo rozwojowo. Widać, że na trasy wyścigów górskich przychodzi coraz więcej kibiców, zwłaszcza cieszy widok tych najmłodszych, w których rodzice zaszczepiają pasję do motorsportu. To zawsze miłe zobaczyć młodzieńca, który wpatrzony jest z fascynacją w zawodników w kombinezonach i w wyścigowe samochody. Widok bezcenny, dla kogoś kto od dzieciństwa siedzi w motorsporcie. Oby więcej takich kibiców młodych starszych no i tych już doświadczonych.
Podczas całego sezonu na trasach GSMP mogło pojawić się od 30 do 40 tysięcy kibiców. Niezły wynik, naprawdę niezły.

FREKWENCJA ZAWODNIKÓW

Tu nie będę się rozwodził tylko przejdę do suchych faktów. GSMP Korczyna 82 zawodników na liście zgłoszeń. Nieźle jak na początek sezonu. Zobaczyliśmy i wyjadaczy, młodych zawodników no i ciekawe auta, które po raz pierwszy pojawiły się w GSMP. Taka frekwencja na otwarcie zapowiadała rekordowy sezon i taki też był. Kolejne GSMP Jahodna to ponad 120 zawodników, tak z Polakami i Słowakami, ale frekwencja to frekwencja i jest się czym poszczycić. Kolejne zawody to Limanowa i 103 zawodników na liście startowej, rekord GSMP wszechczasów. W Sopocie frekwencja wakacyjna, ale i tak całkiem niezła bo 63 nazwiska. Sienna to 75 zawodników, w tym po raz pierwszy w górach i z tego co mi wiadomo nie ostatni, zawodnicy z toru Poznań, czyli torowcy. Podczas Banovców, trzy razy liczyłem frekwencję i wyszło ponad 130 zawodników !!!!!. Załuż pokazał się z dobrej strony kończąc sezon. Tu kibice zobaczyli 82 zawodników czyli tylu co na rozpoczęciu sezonu 2012.


W całym cyklu wystartowało 160 zawodników we wszystkich grupach oraz klasach. Niezły wynik musicie przyznać, ale to w końcu Mistrzostwa Polski.

REKORDY TRAS 2012

Na to czekaliście chyba od pierwszego zdania tego tekstu. Tak rekordów trasy w sezonie 2012 przybyło nam sporo. W zasadzie na każdej trasie poprawiony został jej rekord.

Zaczynamy od Korczyny. Tu od 2011 najlepszy był Mariusz Stec z czasem 1.56.333. Niestety Mariusz stracił go na rzecz Tomka Mikołajczyka, który karbonowym Lancerem wykręcił 1.55.493.

Od trzeciej rundy w Jahodnej na arenie wyścigowej pojawił się czarny koń, a raczej koń z 4 turbinami czyli Tomek Nagórski w swoim Subaru Imprezie, już podczas pierwszego startu wykręcający rekord słowackiej trasy dla aut z dachem. Wynik to 2.04.424, czyli 3 sekundy różnicy do drugiego zawodnika zarówno pierwszego jak i drugiego dnia.

GSMP Limanowa, to potwierdzenie świetnych wyników z Jahodnej i drugi rekord trasy Tomka Nagórskiego w sezonie 2012, który miał być tylko krótkim epizodem z GSMP. Rekord należący do Steca 2.28.776 został obniżony do poziomu 2.26.870 już podczas dokończonej V rundy.

W Sopcie, trzech zawodników pobiło rekord z 2011 Mariusza Steca 1.28.817. Byli to Tomek Nagórski, Sam Mariusz Stec i uwaga kierowca N-grupowego Lancera Rafał „Kiler” Grzesiński. Najlepszy oczywiście po Jahodnej i Limanowej okazał się Nagórski z czasem 1.26.649.


Sienna, jakby nie inaczej, padł nowy rekord trasy. Rekord Steca nie pobity od 2010 roku to wynik 1.30.921. zapewne wiecie już kto mógł tego dokonać. 1.29.762 to czas w jakim Nagórski pokonał 2770 m trasę z Siennej do Przełęczy Puchaczówka. Czyli wszystko jest do zrobienia.

W Banovcach jakby nie inaczej i już nas do tego przyzwyczaił Tomek Nagórski drugiego dnia pobija rekord trasy z czasem 1.54.104. Zapytacie jak on to robi. Ja sam Niewinem, jest po prostu dobrym kierowcą i do tego bardzo, ale to bardzo opanowanym.

Na zakończenie niespodzianka. Rekord trasy dla 4688 m odcinka na Podkarpaciu to 2.27.037 i należał do Steca z 2011 roku. Sobotnie zawody dały nowy rekord trasy 2.26.057 również w wykonaniu Mariusza Steca. Za to niedziela, to już naprawdę wyczyn sezonu, jakiego bym się nie spodziewał. Czas 2.22.467 wykręcił Marcin Bełtowski i zaskoczył nim wszystkich, naprawdę wszystkich.

Tak więc podsumowując na 7 wyścigowych weekendów padło 7 rekordów trasy. Najwięcej na swoim koncie zapisał Tomek Nagórski bo aż 5. Po jednym podzielili się Tomek Mikołajczyk i Marcin Bełtowski.

WWW.WYSCIGIGORSKIE.PL I STATYSTYKI

Pod koniec listopada, na oficjalnym portalu Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski pojawiła się magiczna liczba 6 milionów odwiedzających naszą stronę od 27.08.2009. W tym sezonie od stycznia odwiedziło nas blisko 1,5 miliona kibiców i sympatyków GSMP. To wspaniałe statystyki, które napawają optymizmem na kolejny sezon wyścigów górskich, który liczę będzie jeszcze bardziej owocny, patrząc na to co działo się w obecnym roku. Dziękuję Wam wszystkim za cały sezon, wasza obecność na trasach jako kibiców, w rywalizacji jako zawodnicy no i wszystkim wam za odwiedzenie www.wyscigigorskie.pl.

To na tyle bo mocno się rozpisałem, ale za to rekordy przedstawione i teraz czas na analizę tego co będzie w 2013.

wtorek, 20 listopada 2012

Sopot – nadmorskie, wakacyjne rundy GSMP


Za nami już pierwsze trzy rundy Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski 2012, czyli zawody w Korczynie, Jahodnej i Limanowej, a więc kolej na wakacyjną wyprawę do Sopotu, gdzie już od 15 lat rozgrywane są wyścigi górskie, nieprzerwanie na tej samej trasie i nieprzerwanie organizowane przez osobę o wielkiej charyzmie, czyli przez Lecha Orskiego. Te zawody dla wszystkich zawodników, są pewną odskocznią od rzeczywistości, często są też dobrym pretekstem do zaplanowania urlopu na północy Polski. Oprócz wypoczynku, zawody z pewnością są jednymi z najbardziej medialnych, ponieważ rozgrywane są na ulicach Sopotu i Gdyni. To takie nasze małe polskie Monte Carlo.

W tym roku GSMP Sopot, czyli 15 Lotos Grand Prix Sopot-Gdynia, rozgrywany był 7 i 8 lipca, czyli w pierwszy wakacyjny weekend. Po Jahodnej i Limanowej, które mocno rozczarowały zawodników i kibiców, każdy czekał na perfekcyjną organizację Pana Orskiego no i nie został z pewnością przez niego zawiedziony.

Badanie kontrolne zlokalizowane zostało przy centrum handlowym Wzgórze w Gdyni. Dużo miejsca na lawety, samochody serwisowe, cisza i spokój. No właśnie cisza i spokój, szkoda, że badanie kontrolne nie zostało umieszczone na molo, bo można było pokazać te wspaniałe samochody turystom, tym bardziej, że pogoda sprzyjała, a plaże pełne były turystów. Również okolice molo, to chyba najlepsze miejsce aby promować motorsport. Biuro zawodów jak co roku zlokalizowane zostało w szkole średniej przy rondzie na ulicy Kolberga.

Na liście zgłoszeń mieliśmy może nieco poniżej średniej liczby zgłoszeń bo 64 zawodników, ale to jest całkiem niezły wynik jak na GSMP Sopot, pamiętając, że jest to okres wakacyjny, wielu zawodników ma stosunkowo daleko nad morze i korzystając z możliwości odliczenia dwóch rund, decyduje się na opuszczenie właśnie Sopotu. Tak korzystając z okazji, muszę przyznać, że przepis o odpisywaniu rund, to jak dla mnie nie do końca dobre rozwiązanie, bo zmusza do liczenia małych punktów i wypacza nieco rywalizację.

Ale wracamy do samych zawodów. Trasa jedna z najkrótszych w Polsce, no i pod górę. Ktoś by mógł zapytać, gdzie góry nad morzem. Nic bardziej mylnego. W Sopocie właśnie znajduje się trasa, która nadaje się do wyścigów górskich. Jej długość to 3050 m, różnica wzniesień 108 m. na trasie znajduje się 18 zakrętów. Odcinek z Sopotu do Gdyni jest bardzo szybki. Na trasie znajduje się rondo, które stanowi centralny punkt widokowy dla kibiców, to właśnie tu można stracić lub zyskać najwięcej. Rondo na ul. Kolberga jest czymś charakterystycznym dla GSMP Sopot, tym co tak naprawdę nadaje wyjątkowy charakter temu wyścigowi.

Z pośród 64 zawodników, którzy pojawili się na starcie zawody ukończyło w sobotę 57, a w niedzielę 56 zawodników. To właśnie tu do formy wrócił Mistrz Polski sezonu 2011 Mariusz Stec, wygrywając 7 rundę GSMP. Niedziela i 8 runda to piąty triumf z rzędu Tomka Nagórskiego, który dopiero rozkręcał się w połowie sezonu.



Na mecie 7 rundy układ sił wyglądał następująco: 1. Stec, 2. Nagórski i uwaga (!) 3. Grzesiński. Tak Rafał już przed nadmorskimi zawodami mówił, że uwielbia tą trasę i będzie bardzo szybki. Tak szybki żeby wskoczyć na podium. Niesamowite, ale Kiler to świetny zawodnik, który jeszcze nie raz pokarze na co go stać. Niedziela, to zmiana i wyniki po 8 rundzie wyglądały właśnie tak: 1. Nagórski, 2. Stec, 3.Szepieneic.

Zawody przebiegały bardzo sprawnie, zawodnicy mieli w tym roku okazję pojeździć w słońcu, deszczu i mżawce, czyli na oponach typu slick, medium i deszczowych, czyli dla niektórych jak np. Artur Rowiński była to pierwsza okazja sprawdzenia się na deszczowych oponach w Audi Quattro.

Do samej organizacji nikt, ale to nikt nie miał zastrzeżeń. Tak jak co roku były niewielkie ale, w tym roku zawodnicy byli naprawdę zadowoleni z przebiegu zawodów. No może jedynym problemem GSMP Sopot jest nawierzchnia trasy, ale muszę przyznać Sienna nie ma dużo lepszej nawierzchni, a tam nikt na to nie narzeka.

Jak już wspomniałem na początku zawody w Sopocie to wielkie wydarzenie nie tylko sportowe, ale i medialne. Na trasie pojawiają się sympatycy GSMP, motomaniacy, turyści i wczasowicze. Sopot to chyba idealne miejsce aby promować dyscyplinę wyścigów górskich. Z pewnością organizatorzy z Sopotu powinni być postawieni jako wzór dobrego kontaktu z mediami, marketingu i zadbania o sponsorów.

Dla mnie ten wyścig to ogrom pracy i przyznam, że kiedy wracam z Sopotu to padam i odsypiam ten wyścig cały poniedziałek, ze względu na ogrom pracy jak co roku mamy podczas tych zawodów, ale i z powodu nocnego życia Sopotu, które trzeba zaliczyć będąc na „wakacjach nad morzem”.

 


Byłbym zapomniał. Mamy nowy rekord trasy  Sopocie, ustanowiony przez Tomka Nagórskiego, który poprawił czas Steca z 2011, który wynosił 1.28.818. Od 8 lipca ten rekord to 1.26.649. Liczę na Skodę Fabię WRC Mariusza, która zdolna jest do poprawienia tego rekordu, ale i na Subaru Imprezę Marcina Bełtowskiego, który pokazał pazur podczas zawodów GSMP Załuż 2012.

sobota, 3 listopada 2012

Polski – Race of Champions czyli Wyścig Mistrzów


Od dłuższego czasu, czyli gdzieś od kwietnia 2012, w Internecie krążą informacje dotyczące polskiej edycji Race of Champions czyli mówiąc po Polsku Wyścigu Mistrzów. Przyjrzałem się temu tematowi dosyć mocno, ponieważ jest to event sam w sobie bardzo ciekawy, promujący sport samochodowy na niespotykaną do tej pory skalę, ale również przedsięwzięcie, którego organizacja wymaga ogromu pracy, środków finansowych i wielkiego wsparcia.

Już 15 maja 2012 w internetowym wydaniu gazety AutoŚwiat.pl pojawił się artykuł, który rozpoczynał się dokładnie tak: „Zwieńczeniem ubiegłorocznego sezonu sportów motorowych w Polsce był Lotto Wyścig Mistrzów zorganizowany na szczecińskim torze kartingowym. W tym roku najszybsi kierowcy rajdowi i wyścigowi będą rywalizować na Stadionie Narodowym w Warszawie”.


Race of Champions - Stadion Wembley (Wielka Brytania)
Dosyć ciekawe podejście do tematu zwieńczenia sezonu. Jak dla mnie corocznym zwieńczeniem jest Rajd Warszawska Barbórka, na którym pojawiają się tysiące fanów tego sportu, najlepsi zawodnicy w przeróżnych samochodach rajdowych/wyścigowych/rallycrossowych. Kolejnym zwieńczeniem sezonu jest niewątpliwie sama Gala Mistrzów Sportu Samochodowego, na którym wręczane są szarfy.

Oczywiście każde wydarzenie związane ze sportem samochodowym jakie jest organizowane to wartość dodana do popularyzacji, ale przeglądając stronę internetową ubiegłorocznego Wyścigu Mistrzów brakuje mi tam publiczności. Czyżby wyścig i zwieńczenie miało być występem najlepszych zawodników ścigających się kartami między sobą, bez publiczności, autografów, mediów, i wielkiego show?

Ale zostawiam ubiegłoroczną imprezę, która jest już zamknięta i skupię się na tym co w tym roku kibice mieli zobaczyć i przeżyć po raz pierwszy w naszym kraju. Skorzystam po raz kolejny z cytatu jaki widnieje w Auto Świat: „W Polsce od dawna brakuje imprezy w kalendarzu PZM, w której zawodnicy różnych dyscyplin motorsportu mogliby zmierzyć się ze sobą w takich samych warunkach i pojazdach o równych parametrach. Spotkania dla najlepszych, zwycięzców, legend, znanych osobowości. Fantastycznego widowiska kończącego sezon wieloma atrakcjami. Po prostu święta Mistrzów”.
Jak najbardziej brakuje takiego wydarzenia. Aż chciałoby się zobaczyć Golloba w starciu z Kucharem, Kajetanowiczem, czy kartingowców w walce z utytułowanymi zawodnikami wyścigowymi. No właśnie chciałoby się, ale droga do organizacji takiego przedsięwzięcia to nie tylko organizacja, to pieniądze, ogromne pieniądze, sztab ludzi, którzy znają się na temacie i ogrom, a nawet bym powiedział kosmos pracy.

Ale impreza na Stadionie Narodowym mogłaby przyciągnąć tłumy kibiców? Tak mogłaby i mogłaby się świetnie sprzedać, gdyby ktoś wiedział jak zabrać się do tematu. Nie mówię, że organizatorzy tegorocznego wydarzenia, które miało odbyć się 15 grudnia nie wiedzieli, ale z pewnością zrobili koło tematu więcej szumu, niż tak naprawdę włożyli w to pracy. Organizatorzy to też chyba za duże słowo, ponieważ całość medialnego podniesienia to efekt pracy jednego człowieka, nie będę wymieniał nazwisk ani imion, bo nie o personalia chodzi, ale o to aby pokazać, że takich imprez nie da zorganizować się w pojedynkę mając najlepsze chęci.

To co mnie najbardziej zaciekawiło to fakt zaproszenia na to wydarzenie gwiazd F1 i WRC. Znowu przytoczę cytat, ale to właśnie te teksty skłoniły mnie do napisania tego posta i skupienia się nieco nad tematem Wyścigu Mistrzów organizowanego na Stadionie Narodowym, czyli jednym słowem organizacji ogromnego przedsięwzięcia, do którego trzeba wiedzieć jak się zabrać. Teraz cytat i zaraz dalej w temacie:

„Plejadę polskich znakomitości mają uzupełnić kierowcy WRC oraz F1, którzy zdecydowanie podgrzaliby atmosferę. Obecnie prowadzone są rozmowy z kilkoma zawodnikami i dopiero na dalszym etapie działań dowiemy się, kto odwiedzi Stadion Narodowy w Warszawie. Na pewno zaproszenie otrzymają Juho Hanninen, Marcus Gronholm i Mikko Hirvonen. Organizator dokonana również wszelkich starań, aby Wyścig Mistrzów swoją obecnością zaszczycił Robert Kubica”.

Gronholm, Hirvonen, Hanninen, gwiazdy, a co za tym idzie wielkie pieniądze za występy. Kubica, też nie zrobiłby tego jako wolontariat. Bardzo bym chciał zobaczyć tych kierowców w Polsce, ale nie sądzę, że raz dotarcie do nich jest prostym zadaniem, dwa namówienie ich na taki występ byłoby prostym wyzwaniem. Do tego muszę w tym miejscu dodać, że wynajem samego stadionu i przygotowanie całej infrastruktury na taki wyścig to miliony złotych, sądzę, że ponad 10 milionów.

Fakt stadion jest na 58 tysięcy kibiców, czyli załóżmy bilety po 150 zł na to wydarzenie daje nam 8,7 miliona. Może i budżet do ogarnięcia, ale do tego chciałem powtórzyć trzeba sztabu ludzi, którzy wiedzą jak organizować takie imprezy.

Ostatecznie z Wyścigu Mistrzów nic nie wyszło, a szkoda. Były strony internetowe po których nie pozostało nic, no pozostało strona, która nie została opłacona pod adresem www.wyścig-mistrzow.pl . Były jeszcze strony www.wyscigmistrzow.warszawa.pl, ale tego również już nie ma. Jedyna strona jaką możemy odnaleźć to zeszłoroczna strona Lotto Wyścig Mistrzów, który rozegrany został w Szczecinie http://www.wyscigmistrzow.pl/, ale po raz kolejny z napisem, że będzie aktualizowana.

Do tego tematu jeszcze wrócę, ale chciałem Wam tylko zasygnalizować, że takie przedsięwzięcie to ogrom pracy, pieniędzy i do tego potrzebny jest potencjał ludzki, a nie tylko promocja własnej osoby poprzez takie wydarzenie, bo właśnie takie wrażenie wyniosłem z całego tego zamieszania.




wtorek, 23 października 2012

Rally Magazyn – pisze o GSMP !!!

W tym roku na rynku wydawnictw motoryzacyjnych pojawiło się nowe pismo, które skierowane było pierwotnie do kierowców oraz organizatorów amatorskich zawodów typu KJS, SuperSprint czy SuperOS, czy jak nazwiemy imprezy na których ścigać może się każdy kto posiada prawo jazdy i własny samochód. Już na samym starcie zaciekawiło mnie bardzo, bo na swoich łamach zaczęło pisać o wyścigach rozgrywanych na Torze Poznań, czyli o Wyścigowym Pucharze Polski, który może nie jest amatorski ale zainteresował na tyle wydawców, że w każdym wydaniu można w nim znaleźć parę stron z relacjami z tych właśnie imprez.

No właśnie, ten magazyn pod nazwą „Rally Magazyn Rajdowy” piszący o wyścigach? Może dziwne ale bardzo ciekawa idea. W gazecie znajdziemy wywiady i li tylko relacje z zawodów jakie rozgrywane są na terenie województw Dolnośląskiego i Wielkopolskiego. Nowa forma sprzedawania zawodów? Tak zdecydowanie tak. Na naszym rynku brakuje gazet, które pisałyby o sporcie amatorskim, który jest bardzo popularny. Na niektóre zawody przyjeżdża tylu zawodników, że RSMP nie powstydziłyby się takich wyników jakie notują amatorskie imprezy organizowane z pełnym profesjonalizmem.

Bardzo szybko zainteresowałem się tematem, napisałem maila do redaktorów i już w drugim wydaniu pojawiły się moje relacje z WPP, na które zacząłem w tym sezonie regularnie jeździć i je obsługiwać filmowo i pod względem PR Sportowego dla zawodników.

Pierwsze wydanie miało 4 strony o WPP, i bardziej opisywało co to tak naprawdę jest WPP i sezon 2012 niż obecne zmagania.  W drugim znalazło się miejsce na dwie strony i artykuł mojego autorstwa o pierwszych rundach WPP i o czwartym sezonie WPP w ogóle. W tym tekście skupiłem się również na bardzo ciekawej klasie Youngtimer, która rośnie w siłę w polskim motorsporcie.

Trzecie wydanie przyniosło wiele zmian. O WPP możemy przeczytać już aż 6 stron.
W tym wydaniu, które pojawiło się na rynku wydawniczym już na początku października, czytelnicy mogli po raz pierwszy przeczytać również oprócz artykułów o sporcie amatorskim, WPP czy maluch Trophy, artykuły o Górskich Samochodowych Mistrzostwach Polski, o których de facto nikt wcześniej nie pisał na taką skalę.

GSMP w 3 wydaniu otrzymało okładkę magazynu, i aż co przyprawia mnie o uśmiech 9 stron, kolorowych musiałbym dodać. Znalazło się miejsce na opis – co to tak w ogóle są wyścigi górskie, relację z Siennej i z Banovców oraz na obszerny wywiad z Tomkiem Mikołajczykiem o jego karbonowym Lancerze. Nieskromnie przyznam, że artykuły mojego autorstwa, z czego jestem dumny, ponieważ po raz pierwszy ktoś zdecydował się na pisanie o GSMP, a ja zdecydowałem się podjąć wyzwanie przekazywania czytelnikom informacji o wyścigach górskich.


Jeśli chcecie trafić na ta gazetę zapraszam an stronę www.rally.info.pl. Tam możecie zamówić gazetę do siebie do domu, zobaczyć co ciekawego pojawi się w najbliższym numerze, jednym słowem zobaczyć co to tak naprawdę jest Rally Magazyn Rajdowy.

Ja polecam wam lekturę, bo jest to po pierwsze coś nowego na rynku, po drugie jest to ciekawa inicjatywa młodych ludzi, którą będę wspierał rękami i nogami, a po trzecie zdecydowanie jest to wydawnictwo, którego brakuje na naszym rynku, bo co ma pokazać młody zawodnik startujący w KJS-ach swojemu potencjalnemu sponsorowi, właśnie powinien pokazać taki magazyn w którym jest choćby krótka wzmianka o nim, jego zdjęcie. To może zaciekawić sponsora, złapać jego uwagę. 


Oby więcej takich inicjatyw za którymi wstawiam się całym sobą i nie tylko ze względu na to, że w gazecie pojawiają się moje teksty, z których jak już wspomniałem jestem dumny i mam nadzieję, że podobają się czytelnikom.

niedziela, 21 października 2012

Limanowa okiem – zawodnika, dziennikarza i kibica

Wracam do tematu zawodów jakie w tym roku rozegrano w Limanowej, a mianowicie Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski Limanowa 2012 – 4 Wyścig Górski Przełęcz Pod Ostrą. Jak wskazuje tytuł zajmę się rozbiciem na czynniki pierwsze wyścigu z perspektywy zawodnika, dziennikarza i kibica. Bez zbędnego rozwodzenia się przechodzimy do tematu:

Limanowa dla zawodnika

GSMP Limanowa to jedyne w polskim kalendarzu wyścigów górskich zawody rozgrywane w cyklu FIA CEZ Hill Climb Trophy. Limanowa to także najdłuższa trasa oraz czym szczycą się organizatorzy oraz lokalne władze „najbezpieczniejsza”, czy rzeczywiście najbezpieczniejsza to miałbym tu wiele wątpliwości, patrząc choćby po tegorocznych wypadkach jakie miały miejsce podczas zawodów. Fakt faktem kilometry barier znajdujących się na trasie zabezpieczają zawodników, ale jest wiele miejsc w których barier nie ma i jest bardzo niebezpiecznie, dokładając do tego spore prędkości na początku trasy i pod jej koniec to zastanawiałbym się nad mówieniem, iż jest to najbezpieczniejsza trasa.

Dla samych zawodników te zawody to dobry sprawdzian sprzętu, swoich predyspozycji, no i wspaniała zabawa, bo w ciągu weekendu mogą przejechać prawie 50 kilometrów w bojowych warunkach, co daje około 10 kilometrów więcej niż podczas innych zawodów.

Po pierwszych trzech edycjach wyścigu Przełęcz Pod Ostrą, wszyscy zawodnicy komplementowali te zawody za dobrą organizację, świetną trasę i podejście do samego zawodnika. Niestety po edycji 2012 wszystko zmieniło się o 180 stopni i tak z najlepszych zawodów GSMP Limanowa stała się zmorą zawodników.

Zaczynając od parku serwisowego, który ciągnie się strasznie daleko od startu, poprzez kłopoty z lokalną Policją, która nie wpuszcza zawodników do serwisu, wlepia mandaty za zbyt wczesne lub późne zebranie serwisu, docierając do samej jazdy, której w tym roku było jak na lekarstwo i z możliwości przejechania 50 kilometrów, pozostało zawodnikom jedynie 37 kilometrów. W sobotę odbyły się dwa treningi i jeden podjazd wyścigowy, a niedziela, to trening, dokończenie zawodów z soboty i jeden podjazd wyścigowy niedzielnej rundy. Dziwnym trafem zmieniło się również podejście do zawodników. Jak do tej pory bardzo pozytywne, po zawodach, Prezes Auto Moto Klubu Limanowskiego w wywiadzie dla lokalnej telewizji, mówił iż zawody były słabe ponieważ to zawodnicy narzekali, ci zawodnicy którzy nie wygrali w Limanowej. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że narzekali wszyscy nie tylko przegrani ale i zwycięzcy, więc coś na rzeczy musiało być. Byli również zawodnicy ze Słowacji. Miałem okazję rozmawiać z nimi podczas GSMP Banovce. Zgodnie mówili że do Limanowej więcej nie przyjadą.

Być dziennikarzem podczas GSMP Limanowa

Niby prosty temat, a po raz kolejny dosyć problematyczny. Może zacznę od przed wyścigowej atmosfery i tego co ja jako wydawca portalu www.wyscigigorskie.pl powinienem otrzymać od organizatora, ale i nie tylko ja, ale każdy dziennikarz. Lista zgłoszeń to podstawa. Otrzymałem ją, a bardziej ściągnąłem sobie ze strony wyścigu. Natomiast ciekawe informacje prasowe – brak. Wszystkie informacje to skupienie się na promocji osób, które miały się w niej znaleźć a nie przekazywanie rzetelnej ciekawej dla czytelnika informacji. Tego mi jako dziennikarzowi brakowało. W tym sezonie byłem 3 razy Rzecznikiem Prasowym i za każdym razem przed zawodami podczas jak i po starałem się sprzedać ciekawą informację dla kibiców, zawodników i wszystkich, którzy mogli zainteresować się danym wyścigiem. Tego zabrakło mi podczas Limanowej.

Podczas zawodów nie otrzymałem żadnej informacji prasowej od organizatora, ani wyników po każdym dniu, ani nawet możliwości dostępu do Internetu. Tylko uprzejmości zespołu Duda Motorsport, dostaliśmy miejsce w busie, Internet i miłą gościnę.

Po zawodach, w ogóle nie pojawiła się żadna informacja prasowa organizatora, ciekawe dlaczego?
Teraz trochę pozytywnie, żeby znowu zakończyć krytyką. Podczas zawodów pojawiła się zwyżka dla operatorów kamer oraz fotografów. Super sprawa, która uważam urozmaica zdjęcia i materiały filmowe. Szkoda tylko, że brakuje jeszcze samochodu który dowoziłby dziennikarza do takiego miejsca, lub w ogóle miejsca w którym chciałby robić zdjęcia czy filmować, bo to przy 6200 m trasie bardzo by pomogło w wykonywaniu naszej pracy.

No i na koniec tak jak wyżej ostra krytyka, która rozpocząłem już w poprzednim tekście o Limanowej. Nigdy, ale to przenigdy podczas żadnych zawodów samochodowych nie spotkałem się z taką arogancją ochroniarzy, którzy zabezpieczali zawody na trasie. Bezczelne odzywki nie tylko do dziennikarzy, wyrzucanie ich z miejsc ich pracy na zawodach i zrównywanie z kibicami, którzy też dostali za swoje i to dosyć mocno, co było słychać w głosach po zawodach. Takie praktyki są niedopuszczalne i jeśli to nie zmieni się na sezon 2013 to śmiało mogę powiedzieć, ja wyjadę z zawodów nawet jeśli miałaby to być sobota przed podjazdami wyścigowymi. Tak pracować się nie da i to muszą zrozumieć organizatorzy, którzy obrośli w piórka po pierwszych 3 wyścigach i uważają się za nieocenionych, najlepszych w kraju. Niestety Panowie, jeszcze przed wami długa droga.

Kibic ponad wszystko

Kibic powinien na zawodach stanowić wartość dodaną wyścigu. Tak jest w Korczynie, tak też jest w Sopocie, jak i w Załużu. Kibica należy szanować, dać mu dobrą dawkę adrenaliny, sportowej walki, ciekawie wypełnić czas. Niestety to kolejna rzecz której w Limanowej brakuje. Kibiców podczas zawodów w tym roku pojawiło się sporo, ale nie był to rekord jaki mogliśmy zaobserwować chociażby podczas zawodów GSMP Korczyna czy Załuż. Tak czy inaczej, kibice przychodzą nie dla organizatora ale dla samych zawodników i wydarzenia. Gdyby nie kibice i zawodnicy to zawody by nie istniały i to muszą zrozumieć władze Auto Moto Klubu Limanowa. To dla tych ludzi organizujecie zawody, nie dla siebie, zaspokojenia swoich ambicji tylko dla tłumów kibiców i zawodników, którzy w nich startują.
To jakaś taka Polska mentalność i chyba pozostałość z minionej epoki że kibiców, dziennikarzy i zawodników traktuje się jak całkowicie zbędnych, najlepiej żeby przyszli byli zadowoleni z tego co jest, zawodnicy przyjechali wystartowali o nic nie prosili i nie wyrażali złych opinii, a dziennikarze pisali tylko pozytywnie i wychwalali organizację, która w tym roku spaliła na panewce.

Fakt kibice w Limanowej mają wspaniałe miejsca do oglądania zawodów, od szerokich polan w początkowej części trasy, parku serwisowym, który mogą przejść wzdłuż i w „szerz” jeśli to tak mogę nazwać, super nawroty gdzie gromadzą się tłumy, ale poza tym, nic więcej. Gdzie są kabiny TOI TOI, choćby dla kibiców na trasie – brak, gdzie gastronomia np. tuż za mostkiem gdzie kibiców jest najwięcej, gdzie pozytywne nastawienie ochroniarzy (miłe, pozytywne) a nie złe emocje. Gdzie atrakcje dla kibiców którzy czekają na podjazdy? Brak.

Kibic w dzisiejszych czasach wymaga czegoś więcej niż tylko samego wydarzenia sportowego, on potrzebuje być doceniony, zauważony i oprócz obejrzenia super szybkich samochodów potrzebuje przysłowiowego „chleba i igrzysk”.

Powyżej mogliście przeczytać moje spostrzeżenia, które mogłem zanotować po wyścigu Przełęcz Pod Ostrą w tym sezonie. Nie piszę tego by kogoś obrażać, ale żeby pozytywnie krytykować to co jest złe i powinno być zrobione w lepszy sposób w przyszłości. Pewnie i tak znajdą się tacy, którzy powiedzą, że się czepiam. Tak czepiam się szczegółów, ale to chyba najlepsza droga do rozwoju i poprawiania się i zmiany na lepsze. Swoją drogą jestem ciekaw jak wypadną zawody 2013.

Już we wtorek przeczytacie wpis o nowym magazynie, który zaczął od tego sezonu pisać o GSMP.....

poniedziałek, 15 października 2012

Cividale del Friuli - Wyścig inny niż wszystkie


Obiecałem, że przeczytacie kolejny wpis w piątek i muszę Was za to przeprosić. Niestety nawet we Włoszech zdarza się, że brakuje podczas zawodów internetu, no i niestety nie było jak dodać tego małego podsumowania, ale z drugiej strony cieszę się, że mogę opublikować parę słów o wyścigu górskim Cividale del Friuli dopiero teraz, bo to co zobaczyłem zdecydowanie dało mi wiele do myślenia.
Ostatnio zaliczyłem zawody w Austrii podczas St.Urban Bergrennen. Wyjechaliśmy wspólnie z Grzegorzem Dudą na zawody FIA CEZ Trophy, tak jak i tym razem. Zespół jaki wybrał się do Włoch liczył 15 osób, dwa samochody wyścigowe i nowego kierowcę Bartka Wiśniowskiego, o którym już niedługo.

Zagraniczne trasy różnią się od naszych krajowych i to bardzo mocno. Bergrennen był bardzo krótki i ekstremalnie szybki. Włoska trasa to 6600 m prawie 60 zakrętów i wąska górska droga, która jest bardzo dobrze zabezpieczona.

Zawody w ramach 35 Trofeo Cividale Del Friuli – Castelmonte rozpoczęły się już w piątek odbiorem administracyjnym i badaniem kontrolnym. Na północ Włoch dotarliśmy o godzinie 12, rozstawiliśmy serwis, w którym spędziliśmy cały wyścigowy weekend no i zaczęło się. Sam serwis zlokalizowany został w centrum miasta i na jego ulicach. Nie było jednej strefy serwisowej co widziałem po raz pierwszy.

Szybki objazd miasta na skuterze zaskoczył mnie bardzo miło. Samo miasteczko to typowe znane z telewizji miejsce z przepięknymi kamieniczkami, rzeką, ryneczkiem no i kawiarniami. Dookoła mówię wam czuć zapach piekarni, ciastkarni i kawy, kawy i jeszcze raz kawy. Ale do wyścigów bo się lekko rozmarzyłem. Serwis, a raczej miasteczko serwisowe, jak pisałem wyżej na ulicach miasta rozbite na kilka stref, wszędzie ludzie, którzy przywitali nas z wielką gościnnością.

 Po BK i odbiorze administracyjnym, wybraliśmy się z Grzegorzem Dudą i Bartkiem Wiśniowskim na trasę. Byłem z pewnością zaskoczony. To typowy oesowy odcinek, wąski z wieloma zakrętami sekcjami lewo-prawo, spalaniami, patelniami i mocnymi podjazdami oraz jedną hopą. Dół to taki lekko węższy znany wam odcinek z Limanowej i Załuża z łukami 180 stopni. Górę porównałbym do Góry Św. Anny i górnego odcinka Siennej, czyli wąsko i kręto, a także do Cisnej, gdzie w połowie trasy była hopa, tak hopa, gdzie zawodnicy dosłownie odrywali się od ziemi.

Tym razem podczas całego wyścigu w planie były tylko czterypodjazdy, czyli około 25 kilometrów jazdy. Sobota to dwa treningi, a niedziela dwa podjazdy wyścigowe. Można się zapytać, a dlaczego tak mało jazdy. Już wam odpowiadam. To proste. Na liście zgłoszeń 206 samochodów. Tak dobrze przeczytaliście dwieście sześć aut. Jeden podjazd trwa około 4 godzin. W sobotę było dosyć sprawnie, bo pogoda lekko przestraszyła zawodników, było mokro i może dlatego dosyć bezpiecznie. W niedzielę zawody zakończyły się po 18, czyli trwały ponad 8 godzin. W niedzielę mieliśmy też naprawdę super pogodę, ale za to każdy chciał mocno docisnąć gaz i kończyło się w wielu wypadkach, no właśnie wypadkiem.

Do Włoch przyjechało trzech polskich reprezentantów – Grzegorz Duda potwierdzić swój tytuł Mistrza grupy A w FIA CEZ Hill Climb Trophy, Piotr Oleksyk Mistrz Polski N-2000 sezonu 2012, jako nagroda za udany sezon i debiutant na górskich trasach Bartek Wiśniowski, 19 latek z Nowego Sącza.
Bartek zakończył swoją jazdę niestety w niedzielę podczas pierwszego podjazdu wyścigowego. Wyeliminowała go usterka techniczna Lancera. Grzegorz i Piotrek ukończyli zawody na całkiem niezłych pozycjach, zbierając równocześnie doświadczenie.

Oprócz naszych reprezentantów na zawodach pojawili się oczywiście Włosi, również Austriacy, Chorwaci i Słowacy i Słoweńcy. Jednym słowem międzynarodowo. Auta jakie pojawiły się podczas 35 Trofeo Cividale, bajka dla oczu, uszu i wyobraźni. Od małych Steyer Puchów do bolidów F3, które, robiły niezłe zamieszanie. Były tak zwane placki, auta GT, WRC, DTM, WTCC, no dosłownie wszystko czego byście tylko chcieli podczas naszych polskich rund.
 

Jednym słowem wyjazd bardzo udany, zawody całkowicie odmienne od naszych krajowych, choćby pod względem melodyjnego języka włoskiego, który słychać było na każdym kroku. Moje wrażenia jak najbardziej pozytywne, nasi zawodnicy zadowoleni z występu, Grzegorz już na mecie świętował zdobycie drugiego z rzędu tytułu w CEZ i w serwisie przecierał oczy z szampana, który spływał mu z czoła i po policzkach.

 

Zdecydowanie polecam Wam wybranie się na zagraniczne rundy, bo można wiele podpatrzeć, ale i nauczyć się, poznać nowe ciekawe osoby, zawodników i zobaczyć trochę prawdziwej motoryzacji na najwyższym europejskim poziomie.

Do zagranicznej rundy jeszcze pewnie nie raz wrócimy w moich opowiadaniach i następnym razem sprzedam Wam trochę własnych przemyśleń ale już zdecydowanie na spokojnie.

czwartek, 11 października 2012

Jak to w końcu jest z tą Limanową


Tym razem zabieramy się za GSMP Limanowa 2012, którą poniżej postaram się rozłożyć na czynniki pierwsze. Myślę, że ten temat będzie z nami przez kolejne moje wpisy, bo jest to dość ciekawa runda, która w tym roku przyniosła nam wiele ciekawych tematów do dyskusji przez cały sezon. Rozłożenie na czynniki pierwsze zajmie więc trochę więcej czasu, ponieważ będę starał skupić się na poszczególnych tematach bardziej szczegółowo niż zwykle i omówić je bardzo precyzyjnie, tym bardziej, że są to w zasadzie jedyne tak duże zawody organizowane w Polsce w wyścigach górskich.

Najdłuższa trasa w Polsce, najbardziej zabezpieczona trasa w Polsce i najmłodsza zarazem trasa wyścigu górskiego w Polsce. To trzy przymiotniki jakimi można śmiało określić zawody na trasie ze Starej Wsi do Przełęczy pod Ostrą. Organizator, a bardziej lokalne władze mocno zainteresowały się organizacją rund Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski i stworzyły na swoim terenie przepiękną trasę z nową nawierzchnią, kilometrami barier i swoim wyjątkowym klimatem.

Wracając do dużych zawodów. Mam tu na myśli rangę zawodów. GSMP Limanowa po raz drugi pojechała do FIA CEZ Hill Climb Trophy. W 2011 roku do Limanowej w ramach tego pucharu przyjechał tylko Peter Jurena, co bardzo mnie zdziwiło. Przeważnie jest to do kilkunastu zawodników z zagranicy startujących właśnie w takim cyklu. Widać tu już, że ambicje organizatora przerosły jego możliwości lub też sposób przyciągnięcia zawodników był nieprawidłowy.


Powiedzmy, że to był ich pierwszy raz w FIA CEZ, trzeci raz w ogóle w Mistrzostwach Polski. W sezonie 2012 na liście zgłoszeń pojawiło się 117 zawodników z Polski oraz Słowacji. Z liczby 117 zawodników, 23 było ze Słowacji i ani jednego innego zawodnika z krajów Europy Centralnej. Wniosek. Gdyby nie rundy Mistrzostw Słowacji rozgrywane w Limanowej, to może powtórzyłby się scenariusz z 2011 roku czyli – 1 zagraniczny zawodnik. Ale kto wie, nie chcę tu tego roztrząsać, zauważam tylko pewien fakt.

Tak czy inaczej największe zawody jak mówiłem pod względem frekwencji zawodników w Polsce i rangi zawodów. Zdecydowanie nie najlepsze ani największe, bo każda runda GSMP jest wielkim wydarzeniem, organizacyjnym, sportowym i medialnym.

Trzeba przyznać organizatorowi, że włożył w te zawody ogrom własnej pracy. Własnej czyli członków klubu i wszystkich wolontariuszy jacy pracowali przy wyścigu, za co należą im się wielkie, ogromne podziękowania. Runda FIA CEZ była bardzo poprawna, były reklamy sponsorów, bardzo mocno widoczne, był oficjalny start z bramą, była i scena, na której pojawił się właściwy człowiek, który o wyścigach górskich i motorsporcie wie naprawdę dużo, bo zjadł na tym sporcie swoje zęby jako dziennikarz TVP. Była i gastronomia, kibiców też trochę się nazbierało, co zdecydowanie poprawiło humor zawodnikom. Trochę to znaczy, uważam, że Limanowa pod względem kibiców jest w ścisłej czołówce razem z Załużem, Banovcami i Korczyną, która w tym roku zdeklasowała wszystkich na samym starcie. Zawodnicy byli zadowoleni, aż do sobotniego popołudnia.

Z drugiej strony, brakowało tak podstawowych rzeczy jak choćby toalety Toi Toi dla zawodników. Czy to aż tak wielki koszt postawić w całym parku serwisowym który ciągnie się przez 2 km kilkanaście albo kilkadziesiąt kabin, aby zawodnicy i ich zespoły mogli załatwić podstawowe potrzeby. To jedna z moich obserwacji, ale też bolączka zawodników, którzy jak jeden powtarzali mi to w kółko podczas weekendu. Druga sprawa to zwykłe chamstwo zatrudnionej Ochrony, która stała na trasie wyścigu. Tak niemiłych, wulgarnych ochroniarzy nie widziałem przez kilkanaście lat mojej przygody z motorsportem. Nie dość, że narzekali na to kibice, to również i dziennikarze, którzy byli przepędzani z każdego możliwego miejsca jak zwykłe burki. W końcu oni pojawili się na trasie wyścigu żeby wykonać swoją pracę, czyli pokazać, napisać lub przedstawić fotografie z zawodów. Tak wyglądać to nie może.

Poza kilkoma, poważnymi wpadkami, wspaniała czerwcowa pogoda dopisywała wszystkim zawodnikom i kibicom, a zawody okazały się całkiem udane dla Tomka Nagórskiego, który po raz trzeci wygrał rundę GSMP.
Tomek Nagórski - zgarnął chyba wszystko ci się dało
Jak widzicie skupiłem się na pewnych aspektach organizacji zawodów, które nie tylko mnie doskwierały lub miło zaskoczyły. Już w kolejną środę przedstawię GSMP Limanowa okiem, zawodnika, dziennikarza i kibica i opowiem o skróconych zawodach i niezadowoleniu zawodników….

A w piątek... GORĄCA... relacja z Cividale del Friuli czy ostatniej 12 rundy FIA CEZ Hill Climb Trophy prosto z Włoch... już nie mogę się doczekać, aż napiszę wam jak wyglądają zagraniczne zawody, w których wystartuje trzech Polaków - Grzegorz Duda, Piotr Oleksyk i debiutant Bartosz Wiśniowski.

Łukasz

piątek, 5 października 2012

Tomek Nagórski – czarny koń sezonu 2012



We wtorek przedstawiłem druga rundę Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski, czyli nowość w polskim kalendarzu GSMP – zawody w Jahodnej na Słowacji. Udało mi się wspomnieć o zwycięzcy tych zawodów, czyli o Tomku Nagórskim, który do tej pory sporadycznie startował w GSMP. Występ w Jahodnej miał również być takim epizodem z GSMP, ale jak później się okazało wygrywanie wciągnęło Tomka i pojechał już do końca cały sezon, stając na najwyższym stopniu podium w klasyfikacji generalnej sezonu 2012 – czego osobiście przyznam nikt się nie spodziewał.


Czarny koń? Chyba zdecydowanie tak. Tomek już podczas pierwszego występu potwierdził, że jest świetnie przygotowany zarówno sprzętowo jak i kondycyjnie i technicznie. Po raz pierwszy widziałem jak Subaru Impreza WRX jeździ właśnie w Jahodnej i wydawało mi się, że jednak zawodnik z pod znaku 4turbo nie jest tak szybki. To była jednak iluzja, bardzo technicznej jazdy po idealnym torze, bez specjalnego szaleństwa.

Oprócz bycia świetnym zawodnikiem przekonałem się, że Tomek Nagórski jest według mnie najskromniejszym kierowcą jaki startuje w wyścigach górskich. Dlaczego tak sądzę? Chyba jeszcze nikt, nigdy w mojej karierze dziennikarza nie uciekł mi z przed kamery. Tomek zrobił to już w Jahodnej podczas swojego pierwszego startu. Brak ciśnienia na bycie w mediach, na to żeby być rozpoznawanym to, to co wyróżnia Mistrza Polski GSMP 2012. Uwierzycie – zwycięzca zawodów, zawodnik, który po raz pierwszy pojawia się w sezonie, sensacyjnie wygrywa zawody i co – nie ma wywiadu? Tak nie mogło być, tym razem to ja musiałem pofatygować się i poprosić Tomka, żeby jednak zwycięzca pojawił się w wywiadzie po pierwszym dniu zawodów. Podczas kolejnych rund było już dużo lepiej i Mistrz zaczął przyzwyczajać się do naszej kameryJ.


Podczas trzeciego wyścigowego weekendu w Limanowej, a następnie w Sopocie Nagórski stanął  ponownie na pierwszym miejscu w generalce. Jednak pierwszy dzień w Sopocie to druga lokata. W Siennej tylko pierwszy dzień należał do „czarnego konia”, jak został już na stałe nazwany Tomek. Podczas 10 i 13 rundy Nagórski zaliczył dwa najsłabsze występy zajmując dopiero czwarte miejsce tuż za podium w generalce. W Banovcach podczas przedostatniego weekendu wyścigowego Tomek nie wystartował w sobotę ze względu na problemy techniczne auta, ale za to w niedzielę pojawił się na 4500 m trasie na szczyt Jankov Vrsok i zdeklasował rywali wygrywając po raz 7 w sezonie.

No właśnie na 14 rund rozegranych w tym roku, Tomek Nagórski wygrał aż 7 z nich, ustanawiając kolejno rekordy tras w Jahodnej, Limanowej, Sopocie, Siennej i Banovcach. Pojawienie się tego kierowcy w tym roku sprawiło, że po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat rywalizacja o tytuły mistrzowskie przebiegała w gronie co najmniej sześciu zawodników i ja do ostatniego dnia cyklu GSMP 2012, nie byłem w stanie wytypować pierwszej piątki, bo na tak wysokim poziomie pojawiło się nagle tylu zawodników.

Tomek był w tym sezonie wyzwaniem dla swojej konkurencji, która robiła co tylko mogła, żeby wygrać. Nie ukrywam, że dla mnie zawodnik Subaru Imprezy WRX też był wyzwaniem.

Cóż więcej powiedzieć. Gratulacje ze zdobycia tytułu Mistrza Polski Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski 2012.

wtorek, 2 października 2012

Jahodna rozczarowała, ale może jeszcze zaskoczyć.


Tak jak zapowiedziałem powracam do pisania. Postaram się bardzo regularnie w każdy wtorek i piątek dodawać nowe wpisy, moje spostrzeżenia oraz wnioski i opinie dotyczące GSMP, WPP i w ogóle motorsportu. Oczywiście chcę pokazać Wam wszystko trochę z tej innej strony, której mogliście do tej pory nie poznać.

Tym razem zacznę od zawodów GSMP Jahodna, czyli nowej rundy w kalendarzu polskich wyścigów górskich. Zaczynam od Jahodnej, bo temat otwarcia sezonu przerobiliśmy już w czerwcu i sądzę, że wszystko co chciałem napisać o zawodach rozpoczynających sezon już napisałem.
Wracając jednak do słowackiej rundy. Zawody rozgrywane były jako rundy Mistrzostw Polski, Mistrzostw Słowacji i Mistrzostw FIA Hill Climb Cup, czyli coś więcej niż FIA CEZ Trophy, ale znowu mniej niż prawdziwe Mistrzostwa Europy.


De facto do ME, zawodom w Jahodnej jeszcze daleko, ale dopiero po raz 4 zawodnicy mieli okazję wystartować w tych zawodach, które jak zauważyłem rosną w siłę. Ponad 130 zawodników to piękny wynik, którego pozazdrościmy Słowakom.

 Mógłbym pomarudzić nieco i ponarzekać na np. park serwisowy i zjazdy wszystkich zawodników z tym związane. Nieprzemyślany harmonogram, czy godziny zamknięcia drogi, które spowodowały przerwanie sobotniej rundy i zamknięcie rywalizacji tylko na jednym podjeździe wyścigowym.

Oczywiście to wszystko są niedociągnięcia, które podczas zawodów FIA Cup nie powinny mieć miejsca, ale z drugiej strony było widać, że organizator robił co w jego mocy. Tak a propos gdyby nie te małe wątki, to zawody byłyby naprawdę super, bo trasa w Jahodnej to prawdziwy majstersztyk. Początek do połowy to istna autostrada z trzema pasami, a później wlot do lasu i już bardzo kręta droga, na której trzeba uważać, ale można i docisnąć. Jaką taktykę założyć na taki odcinek? Każdy miał swoją receptę i widziałem tak różne przejazdy, że w końcu sam nie wiem jak należy poprawnie pojechać.

Medialnie zawody oceniam w 10 stopniowej skali na 8 punktów. Jeden odejmuję za brak Internetu, który w dzisiejszych czasach jest niezbędnym narzędziem pracy dziennikarskiej i nieco  pokrzyżował nam plany, ale tak czy siak daliśmy radę. Drugi minus za park serwisowy, to była naprawdę powiem bez ogródek żenada, żeby postawić polskich zawodników w błocie.

Za to wielki plus za wspaniałych kibiców, listę zgłoszeń z ponad 130 nazwiskami, za single seatery, czyli formuły, za trasę no i wyśmienitą rywalizację.

Nie można zapomnieć też o Tomku Nagórskim, który zrobił nie lada zamieszanie swoim pierwszym występem w GSMP 2012, ostatecznie zdobywając na koniec sezonu tytuł Mistrza Polski. Dwie wygrane uskrzydliły Tomka, który pojechał już do końca wszystkie zawody, z czego osobiście się bardzo cieszę, bo od tego momentu rywalizacja i przebieg całego cyklu były po prostu nie do przewidzenia.

Mam nadzieję, że w przyszłym roku po raz drugi wybierzemy się do Jahodnej na zawody, z parkiem serwisowym na dole przed startem, bo w takim przypadku te zawody mogą być najlepszą rundą w kalendarzu. Przyznam, że ogólnie byłem pozytywnie nastawiony do nowej rundy, która z pewnością przyniosła zawodnikom sporo emocji, bo od dawna nie było tak, żeby każdy kto startował jechał jakąś trasę po raz pierwszy. No może oprócz Romka Barana, który chyba przeczuwał w 2010 roku, że te zawody pojawią się jako runda Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski.

Jestem ciekaw jakie wy macie wrażenia po tych zagranicznych zawodach. Może podzielicie się z czytelnikami, do czego zachęcam. Napiszcie parę zdań na maila lukasz@wyscigigorskie.pl, chętnie umieszczę je na tym blogu.

niedziela, 30 września 2012

Powracam po sezonie 2012

Trochę zaniedbałem tego bloga w tym sezonie, ale musicie mi uwierzyć nie miałem na to czasu, tyle działo się od czerwca do dziś. Ten sezon był dla mnie jak i całej ekipy www.wyscigigorskie.pl i Team Promotion bardzo aktywny.

Sezon rozpoczęliśmy w kwietniu od rundy Wyścigowego Pucharu Polski, następnie GSMP Korczyna, później był wyjazd do Jahodnej na Słowacji, gdzie po raz pierwszy zostały rozegrane rundy Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski. Od Jahodnej, co dwa tygodnie, a w czerwcu co tydzień byliśmy w innym miejscu. Limanowa, Poznań, Sopot, Sienna, Banovce, ponownie Poznań. Pierwszy weekend września to wyjazd na międzynarodowy wyścig górski St.Urban do Austrii, dalej GSMP Załuż, który zakończył sezon wyścigów górskich.

Jak sami widzicie wyjazdów było sporo, pracy przy nich też co niemiara. Podczas tego sezonu trzykrotnie przygotowywaliśmy Biuro Prasowe zawodów w Korczynie, Sopocie i Załużu. Podczas wszystkich rund oczywiście byliśmy z naszymi kamerami przygotowując relacje z zawodów. Cały czas nowe niusy na portalu www.wyscigigorskie.pl wychodziły z pod naszego pióra, co przełożyło się na rekordową ilość informacji od 2007 roku kiedy rozpoczęliśmy pracę z www.wyscigigorskie.pl.

Już od 2 października rozpocznę intensywne prace Blogerskie, w których będę chciał Wam przedstawić cały sezon 2012 GSMP oraz WPP i WSMP, skupiając się na poszczególnych wyścigach, tym co działo się w trakcie sezonu, zawodnikach, ciekawych samochodach i tematach które uważam powinny zostać poruszone. Przedstawię również oprócz naszych polskich zawodów rundy zagraniczne w których brali udział nasi zawodnicy.

Dlatego też zapraszam ponownie wszystkich czytelników, sympatyków wyścigów górskich, torowych oraz samych zawodników do zaglądania na bloga w którym przedstawię Wam motorsport moim okiem....

sobota, 2 czerwca 2012

VIII Rajd Nysa - dobry początek przygody

W ostatni weekend maja wybrałem się razem z moim przyjacielem Przemkiem, który jest moim pilotem od debiutu na Torze w Tychach, na rajd do Nysy. Musze zaznaczyć, że nie w celach turystycznych ani na oglądarkę, tylko po to aby wystartować w tej ciekawej imprezie organizowanej na Opolszczyźnie. Ósma już edycja tej imprezy zlokalizowana została jak przystało na Nysę u Pawła Dytko. Na trasie o długości 120 km zlokalizowano 9 odcinków, które jak się poźniej okazało były bardzo zmienne, zarówno pod względem nawierzchni jak i konfiguracji.  Na liście zgłoszeń 31 zawodników, a więc było się z kim ścigać. W klasie mieliśmy 5 samochodów. Peugeota 106 Gracjana Greli, który był od początku poza naszym zasięgiem, dwie Hondy CRX i kolejnego Colta. Od początku chciałem powalczyć o dobre miejsce w klasie i być w pierwszej dziesiątce generalki.  My przyjechaliśmy do Nysy Mitsubishi Coltem – typowa seria, nic w nim nie robiłem, jak stał tak zapakowaliśmy kaski i przyjechaliśmy się pościgać.

Było naprawdę ciekawie, bo wymagające odcinki okazały się dla niejednego wyjadacza naprawdę trudne. Zdecydowaliśmy, że nasz debiut w rajdzie z wieloma odcinkami potraktujemy bardzo serio. Przyjechaliśmy już o 7.30 na otwarcie biura, odebraliśmy dokumenty, szybkie BK no i jazda na zapoznanie. Opisaliśmy wszystkie trasy, nagrywając je kamera onboard. To było dobre posunięcie. Przed startem mogłem zobaczyć jeszcze z 10 razy całą trasę odcinków jakie zaraz mieliśmy pojechać. Przemek zanotował sobie moje uwagi co do trasy i byliśmy gotowi do startu.

Start honorowy zawodów odbywał się na Nyskim rynku. Była brama, był komentator, wszystko bardzo fajnie profesjonalnie. Jeszcze parę lat wstecz. Startowałem z tego rynku podczas Rajdu Festiwalowego jako samochód „0” na prawym fotelu z Krzyśkiem Szicem. Fajne wspomnienia wróciły, ale ja cieszyłem się, że w końcu to ja siedzę za kierownica i mogę sprawdzić się w walce, z której de facto jestem bardzo zadowolony.

Start i jedziemy na pierwszy odcinek. Przemek dyktuje trasę dojazdu do próby, ja już zacieram ręce na start i trochę emocji i adrenaliny. Jesteśmy czekamy i już 5, 4, 3, 2, 1 jedziemy. Pierwsza próba była dosyć ciekawa. Trelinka, bardzo brudna, auto trzymało się nawet nieźle. Pojechaliśmy bardzo czysto bez błędu ale wiedziałem, że można szybciej. Kolejna próba no i piach, brudny asfalt, szuter. Tu było mnóstwo zabawy podczas wszystkich trzech przejazdów. Tego bałem się najbardziej nie wiedzieć czemu. Okazało się wcale nie takie trudne. Przyzwyczaiłem się do jazdy po luźnej nawierzchni i drugi i trzeci przejazd były kozackie.





Ostatni odcinek robił na wszystkich największe wrażenie, bo ponoć był trudny. Cały po asfalcie, czyli to co ja lubię najbardziej. Czułem się na nim idealnie. Ciasne wąskie uliczki, trzeba było zaciągnąć ręczny nawrócić, szykana, no wszystko to co powinno się znaleźć na odcinku. Pierwszy przejazd – bajka. Kolejny poprawiliśmy o 5 sekund, a ostatni jeszcze o sekundę.

W ogóle każdy odcinek podczas każdej pętli był poprawiany, czyli progres jak najbardziej do przodu. Czułem się wraz z kolejnymi próbami jak ryba w wodzie. Tego dnia chciało mi się jeździć i robiłem to najlepiej jak potrafiłem. Przemek spisał się na medal. No była jedna pomyłka – przy mecie 4 odcinka 2 pętli krzyczał mi żebym jeszcze do mety dojechał szybciej no i co, przelecieliśmy metę. 5 sekund kary i przez to na koniec rajdu straciliśmy 6 miejsce w generalce. Ale co tam i tak byliśmy strasznie szczęśliwi.

Radość w aucie po ukończeniu ostatniego przejazdu 9 odcinka, była mega. Przybiliśmy piątkę i pojechaliśmy do bazy rajdu.

Tam oczekiwanie na wyniki. Po 2 pętli byliśmy na 8 w generalce i to już był dla nas sukces. Szczęście przyszło z wywieszeniem wyników. 7 w generalce rajdu i 2 w klasie do 1600 cm3. Sukces. Tak przy okazji to mieliśmy numer startowy 7, więc jakoś fajnie się to wszystko ułożyło. Dla mnie najcenniejsze były słowa Przemka na koniec, że zrobiłem na nim wrażenie moją jazdą, a zwłaszcza podczas dwóch ostatnich odcinków, które pojechałem no powiedzmy prawie idealnie.



Rozdanie nagród miało miejsce na rynku przy bramie startowej. Wszyscy zawodnicy stanęli poszeregowani na klasy i zwycięzców, fajnie, było dużo ludzi, były puchary - my otrzymaliśmy je od Pawła Dytko. fajna uczucie. Ja wręczałem kiedyć Pawłowi jak startował na Górze Św. Anny, a teraz role się zamieniły. Naprawdę było warto wystartować.

Pierwszy start w KJS Opolszczyzny i tak dobre miejsce cieszy i musze powiedzieć wkręca na maxa. Już znalazłem kolejną imprezę na którą chcę pojechać i potrenować. Niestety Rajd Festiwalowy w Opolu mi przepada bo jestem na GSMP Limanowa, ale w kolejnych rajdach z pewnością mnie zobaczycie.

Chciałem tu podziękować tacie za pomoc w przygotowaniu się do rajdu, Piotrkowi Andrejszyn za pożyczenie kół na zapas no i Przemkowi za wspólną jazdę jako załoga.

 


Pozdro,
Łukasz