Tak jak zapowiedziałem powracam do pisania. Postaram się
bardzo regularnie w każdy wtorek i piątek dodawać nowe wpisy, moje
spostrzeżenia oraz wnioski i opinie dotyczące GSMP, WPP i w ogóle motorsportu.
Oczywiście chcę pokazać Wam wszystko trochę z tej innej strony, której
mogliście do tej pory nie poznać.
Tym razem zacznę od zawodów GSMP Jahodna, czyli nowej rundy
w kalendarzu polskich wyścigów górskich. Zaczynam od Jahodnej, bo temat
otwarcia sezonu przerobiliśmy już w czerwcu i sądzę, że wszystko co chciałem
napisać o zawodach rozpoczynających sezon już napisałem.
Wracając jednak do słowackiej rundy. Zawody rozgrywane były
jako rundy Mistrzostw Polski, Mistrzostw Słowacji i Mistrzostw FIA Hill Climb
Cup, czyli coś więcej niż FIA CEZ Trophy, ale znowu mniej niż prawdziwe
Mistrzostwa Europy.
De facto do ME, zawodom w Jahodnej jeszcze daleko, ale
dopiero po raz 4 zawodnicy mieli okazję wystartować w tych zawodach, które jak
zauważyłem rosną w siłę. Ponad 130 zawodników to piękny wynik, którego
pozazdrościmy Słowakom.
Mógłbym pomarudzić
nieco i ponarzekać na np. park serwisowy i zjazdy wszystkich zawodników z tym
związane. Nieprzemyślany harmonogram, czy godziny zamknięcia drogi, które
spowodowały przerwanie sobotniej rundy i zamknięcie rywalizacji tylko na jednym
podjeździe wyścigowym.
Oczywiście to wszystko są niedociągnięcia, które podczas
zawodów FIA Cup nie powinny mieć miejsca, ale z drugiej strony było widać, że
organizator robił co w jego mocy. Tak a propos gdyby nie te małe wątki, to
zawody byłyby naprawdę super, bo trasa w Jahodnej to prawdziwy majstersztyk.
Początek do połowy to istna autostrada z trzema pasami, a później wlot do lasu
i już bardzo kręta droga, na której trzeba uważać, ale można i docisnąć. Jaką
taktykę założyć na taki odcinek? Każdy miał swoją receptę i widziałem tak różne
przejazdy, że w końcu sam nie wiem jak należy poprawnie pojechać.
Medialnie zawody oceniam w 10 stopniowej skali na 8 punktów.
Jeden odejmuję za brak Internetu, który w dzisiejszych czasach jest niezbędnym
narzędziem pracy dziennikarskiej i nieco pokrzyżował nam plany, ale tak czy siak
daliśmy radę. Drugi minus za park serwisowy, to była naprawdę powiem bez
ogródek żenada, żeby postawić polskich zawodników w błocie.
Za to wielki plus za wspaniałych kibiców, listę zgłoszeń z
ponad 130 nazwiskami, za single seatery, czyli formuły, za trasę no i wyśmienitą
rywalizację.
Nie można zapomnieć też o Tomku Nagórskim, który zrobił nie
lada zamieszanie swoim pierwszym występem w GSMP 2012, ostatecznie zdobywając
na koniec sezonu tytuł Mistrza Polski. Dwie wygrane uskrzydliły Tomka, który
pojechał już do końca wszystkie zawody, z czego osobiście się bardzo cieszę, bo
od tego momentu rywalizacja i przebieg całego cyklu były po prostu nie do
przewidzenia.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku po raz drugi wybierzemy
się do Jahodnej na zawody, z parkiem serwisowym na dole przed startem, bo w
takim przypadku te zawody mogą być najlepszą rundą w kalendarzu. Przyznam, że
ogólnie byłem pozytywnie nastawiony do nowej rundy, która z pewnością
przyniosła zawodnikom sporo emocji, bo od dawna nie było tak, żeby każdy kto startował
jechał jakąś trasę po raz pierwszy. No może oprócz Romka Barana, który chyba
przeczuwał w 2010 roku, że te zawody pojawią się jako runda Górskich
Samochodowych Mistrzostw Polski.
Jestem ciekaw jakie wy macie wrażenia po tych zagranicznych zawodach.
Może podzielicie się z czytelnikami, do czego zachęcam. Napiszcie parę zdań na
maila lukasz@wyscigigorskie.pl,
chętnie umieszczę je na tym blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz