W ostatni weekend maja wybrałem
się razem z moim przyjacielem Przemkiem, który jest moim pilotem od debiutu na
Torze w Tychach, na rajd do Nysy. Musze zaznaczyć, że nie w celach
turystycznych ani na oglądarkę, tylko po to aby wystartować w tej ciekawej
imprezie organizowanej na Opolszczyźnie. Ósma już edycja tej imprezy zlokalizowana
została jak przystało na Nysę u Pawła Dytko. Na trasie o długości 120 km zlokalizowano 9
odcinków, które jak się poźniej okazało były bardzo zmienne, zarówno pod
względem nawierzchni jak i konfiguracji. Na liście zgłoszeń 31 zawodników, a więc było się
z kim ścigać. W klasie mieliśmy 5 samochodów. Peugeota 106 Gracjana Greli, który
był od początku poza naszym zasięgiem, dwie Hondy CRX i kolejnego Colta. Od początku
chciałem powalczyć o dobre miejsce w klasie i być w pierwszej dziesiątce
generalki. My przyjechaliśmy do Nysy
Mitsubishi Coltem – typowa seria, nic w nim nie robiłem, jak stał tak
zapakowaliśmy kaski i przyjechaliśmy się pościgać.
Było naprawdę ciekawie, bo
wymagające odcinki okazały się dla niejednego wyjadacza naprawdę trudne. Zdecydowaliśmy,
że nasz debiut w rajdzie z wieloma odcinkami potraktujemy bardzo serio.
Przyjechaliśmy już o 7.30 na otwarcie biura, odebraliśmy dokumenty, szybkie BK
no i jazda na zapoznanie. Opisaliśmy wszystkie trasy, nagrywając je kamera
onboard. To było dobre posunięcie. Przed startem mogłem zobaczyć jeszcze z 10
razy całą trasę odcinków jakie zaraz mieliśmy pojechać. Przemek zanotował sobie
moje uwagi co do trasy i byliśmy gotowi do startu.
Start honorowy zawodów odbywał się
na Nyskim rynku. Była brama, był komentator, wszystko bardzo fajnie
profesjonalnie. Jeszcze parę lat wstecz. Startowałem z tego rynku podczas Rajdu
Festiwalowego jako samochód „0” na prawym fotelu z Krzyśkiem Szicem. Fajne wspomnienia
wróciły, ale ja cieszyłem się, że w końcu to ja siedzę za kierownica i mogę
sprawdzić się w walce, z której de facto jestem bardzo zadowolony.
Start i jedziemy na pierwszy odcinek.
Przemek dyktuje trasę dojazdu do próby, ja już zacieram ręce na start i trochę
emocji i adrenaliny. Jesteśmy czekamy i już 5, 4, 3, 2, 1 jedziemy. Pierwsza
próba była dosyć ciekawa. Trelinka, bardzo brudna, auto trzymało się nawet
nieźle. Pojechaliśmy bardzo czysto bez błędu ale wiedziałem, że można szybciej.
Kolejna próba no i piach, brudny asfalt, szuter. Tu było mnóstwo zabawy podczas
wszystkich trzech przejazdów. Tego bałem się najbardziej nie wiedzieć czemu.
Okazało się wcale nie takie trudne. Przyzwyczaiłem się do jazdy po luźnej
nawierzchni i drugi i trzeci przejazd były kozackie.
Ostatni odcinek robił na
wszystkich największe wrażenie, bo ponoć był trudny. Cały po asfalcie, czyli to
co ja lubię najbardziej. Czułem się na nim idealnie. Ciasne wąskie uliczki,
trzeba było zaciągnąć ręczny nawrócić, szykana, no wszystko to co powinno się
znaleźć na odcinku. Pierwszy przejazd – bajka. Kolejny poprawiliśmy o 5 sekund,
a ostatni jeszcze o sekundę.
W ogóle każdy odcinek podczas każdej
pętli był poprawiany, czyli progres jak najbardziej do przodu. Czułem się wraz
z kolejnymi próbami jak ryba w wodzie. Tego dnia chciało mi się jeździć i
robiłem to najlepiej jak potrafiłem. Przemek spisał się na medal. No była jedna
pomyłka – przy mecie 4 odcinka 2 pętli krzyczał mi żebym jeszcze do mety
dojechał szybciej no i co, przelecieliśmy metę. 5 sekund kary i przez to na
koniec rajdu straciliśmy 6 miejsce w generalce. Ale co tam i tak byliśmy
strasznie szczęśliwi.
Radość w aucie po ukończeniu ostatniego
przejazdu 9 odcinka, była mega. Przybiliśmy piątkę i pojechaliśmy do bazy
rajdu.
Tam oczekiwanie na wyniki. Po 2
pętli byliśmy na 8 w generalce i to już był dla nas sukces. Szczęście przyszło
z wywieszeniem wyników. 7 w generalce rajdu i 2 w klasie do 1600 cm3. Sukces.
Tak przy okazji to mieliśmy numer startowy 7, więc jakoś fajnie się to wszystko
ułożyło. Dla mnie najcenniejsze były słowa Przemka na koniec, że zrobiłem na
nim wrażenie moją jazdą, a zwłaszcza podczas dwóch ostatnich odcinków, które
pojechałem no powiedzmy prawie idealnie.
Rozdanie nagród miało miejsce na rynku przy bramie startowej. Wszyscy zawodnicy stanęli poszeregowani na klasy i zwycięzców, fajnie, było dużo ludzi, były puchary - my otrzymaliśmy je od Pawła Dytko. fajna uczucie. Ja wręczałem kiedyć Pawłowi jak startował na Górze Św. Anny, a teraz role się zamieniły. Naprawdę było warto wystartować.
Pierwszy start w KJS Opolszczyzny
i tak dobre miejsce cieszy i musze powiedzieć wkręca na maxa. Już znalazłem
kolejną imprezę na którą chcę pojechać i potrenować. Niestety Rajd Festiwalowy
w Opolu mi przepada bo jestem na GSMP Limanowa, ale w kolejnych rajdach z
pewnością mnie zobaczycie.
Chciałem tu podziękować tacie za
pomoc w przygotowaniu się do rajdu, Piotrkowi Andrejszyn za pożyczenie kół na zapas
no i Przemkowi za wspólną jazdę jako załoga.
Pozdro,
Łukasz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz