wtorek, 23 października 2012

Rally Magazyn – pisze o GSMP !!!

W tym roku na rynku wydawnictw motoryzacyjnych pojawiło się nowe pismo, które skierowane było pierwotnie do kierowców oraz organizatorów amatorskich zawodów typu KJS, SuperSprint czy SuperOS, czy jak nazwiemy imprezy na których ścigać może się każdy kto posiada prawo jazdy i własny samochód. Już na samym starcie zaciekawiło mnie bardzo, bo na swoich łamach zaczęło pisać o wyścigach rozgrywanych na Torze Poznań, czyli o Wyścigowym Pucharze Polski, który może nie jest amatorski ale zainteresował na tyle wydawców, że w każdym wydaniu można w nim znaleźć parę stron z relacjami z tych właśnie imprez.

No właśnie, ten magazyn pod nazwą „Rally Magazyn Rajdowy” piszący o wyścigach? Może dziwne ale bardzo ciekawa idea. W gazecie znajdziemy wywiady i li tylko relacje z zawodów jakie rozgrywane są na terenie województw Dolnośląskiego i Wielkopolskiego. Nowa forma sprzedawania zawodów? Tak zdecydowanie tak. Na naszym rynku brakuje gazet, które pisałyby o sporcie amatorskim, który jest bardzo popularny. Na niektóre zawody przyjeżdża tylu zawodników, że RSMP nie powstydziłyby się takich wyników jakie notują amatorskie imprezy organizowane z pełnym profesjonalizmem.

Bardzo szybko zainteresowałem się tematem, napisałem maila do redaktorów i już w drugim wydaniu pojawiły się moje relacje z WPP, na które zacząłem w tym sezonie regularnie jeździć i je obsługiwać filmowo i pod względem PR Sportowego dla zawodników.

Pierwsze wydanie miało 4 strony o WPP, i bardziej opisywało co to tak naprawdę jest WPP i sezon 2012 niż obecne zmagania.  W drugim znalazło się miejsce na dwie strony i artykuł mojego autorstwa o pierwszych rundach WPP i o czwartym sezonie WPP w ogóle. W tym tekście skupiłem się również na bardzo ciekawej klasie Youngtimer, która rośnie w siłę w polskim motorsporcie.

Trzecie wydanie przyniosło wiele zmian. O WPP możemy przeczytać już aż 6 stron.
W tym wydaniu, które pojawiło się na rynku wydawniczym już na początku października, czytelnicy mogli po raz pierwszy przeczytać również oprócz artykułów o sporcie amatorskim, WPP czy maluch Trophy, artykuły o Górskich Samochodowych Mistrzostwach Polski, o których de facto nikt wcześniej nie pisał na taką skalę.

GSMP w 3 wydaniu otrzymało okładkę magazynu, i aż co przyprawia mnie o uśmiech 9 stron, kolorowych musiałbym dodać. Znalazło się miejsce na opis – co to tak w ogóle są wyścigi górskie, relację z Siennej i z Banovców oraz na obszerny wywiad z Tomkiem Mikołajczykiem o jego karbonowym Lancerze. Nieskromnie przyznam, że artykuły mojego autorstwa, z czego jestem dumny, ponieważ po raz pierwszy ktoś zdecydował się na pisanie o GSMP, a ja zdecydowałem się podjąć wyzwanie przekazywania czytelnikom informacji o wyścigach górskich.


Jeśli chcecie trafić na ta gazetę zapraszam an stronę www.rally.info.pl. Tam możecie zamówić gazetę do siebie do domu, zobaczyć co ciekawego pojawi się w najbliższym numerze, jednym słowem zobaczyć co to tak naprawdę jest Rally Magazyn Rajdowy.

Ja polecam wam lekturę, bo jest to po pierwsze coś nowego na rynku, po drugie jest to ciekawa inicjatywa młodych ludzi, którą będę wspierał rękami i nogami, a po trzecie zdecydowanie jest to wydawnictwo, którego brakuje na naszym rynku, bo co ma pokazać młody zawodnik startujący w KJS-ach swojemu potencjalnemu sponsorowi, właśnie powinien pokazać taki magazyn w którym jest choćby krótka wzmianka o nim, jego zdjęcie. To może zaciekawić sponsora, złapać jego uwagę. 


Oby więcej takich inicjatyw za którymi wstawiam się całym sobą i nie tylko ze względu na to, że w gazecie pojawiają się moje teksty, z których jak już wspomniałem jestem dumny i mam nadzieję, że podobają się czytelnikom.

niedziela, 21 października 2012

Limanowa okiem – zawodnika, dziennikarza i kibica

Wracam do tematu zawodów jakie w tym roku rozegrano w Limanowej, a mianowicie Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski Limanowa 2012 – 4 Wyścig Górski Przełęcz Pod Ostrą. Jak wskazuje tytuł zajmę się rozbiciem na czynniki pierwsze wyścigu z perspektywy zawodnika, dziennikarza i kibica. Bez zbędnego rozwodzenia się przechodzimy do tematu:

Limanowa dla zawodnika

GSMP Limanowa to jedyne w polskim kalendarzu wyścigów górskich zawody rozgrywane w cyklu FIA CEZ Hill Climb Trophy. Limanowa to także najdłuższa trasa oraz czym szczycą się organizatorzy oraz lokalne władze „najbezpieczniejsza”, czy rzeczywiście najbezpieczniejsza to miałbym tu wiele wątpliwości, patrząc choćby po tegorocznych wypadkach jakie miały miejsce podczas zawodów. Fakt faktem kilometry barier znajdujących się na trasie zabezpieczają zawodników, ale jest wiele miejsc w których barier nie ma i jest bardzo niebezpiecznie, dokładając do tego spore prędkości na początku trasy i pod jej koniec to zastanawiałbym się nad mówieniem, iż jest to najbezpieczniejsza trasa.

Dla samych zawodników te zawody to dobry sprawdzian sprzętu, swoich predyspozycji, no i wspaniała zabawa, bo w ciągu weekendu mogą przejechać prawie 50 kilometrów w bojowych warunkach, co daje około 10 kilometrów więcej niż podczas innych zawodów.

Po pierwszych trzech edycjach wyścigu Przełęcz Pod Ostrą, wszyscy zawodnicy komplementowali te zawody za dobrą organizację, świetną trasę i podejście do samego zawodnika. Niestety po edycji 2012 wszystko zmieniło się o 180 stopni i tak z najlepszych zawodów GSMP Limanowa stała się zmorą zawodników.

Zaczynając od parku serwisowego, który ciągnie się strasznie daleko od startu, poprzez kłopoty z lokalną Policją, która nie wpuszcza zawodników do serwisu, wlepia mandaty za zbyt wczesne lub późne zebranie serwisu, docierając do samej jazdy, której w tym roku było jak na lekarstwo i z możliwości przejechania 50 kilometrów, pozostało zawodnikom jedynie 37 kilometrów. W sobotę odbyły się dwa treningi i jeden podjazd wyścigowy, a niedziela, to trening, dokończenie zawodów z soboty i jeden podjazd wyścigowy niedzielnej rundy. Dziwnym trafem zmieniło się również podejście do zawodników. Jak do tej pory bardzo pozytywne, po zawodach, Prezes Auto Moto Klubu Limanowskiego w wywiadzie dla lokalnej telewizji, mówił iż zawody były słabe ponieważ to zawodnicy narzekali, ci zawodnicy którzy nie wygrali w Limanowej. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że narzekali wszyscy nie tylko przegrani ale i zwycięzcy, więc coś na rzeczy musiało być. Byli również zawodnicy ze Słowacji. Miałem okazję rozmawiać z nimi podczas GSMP Banovce. Zgodnie mówili że do Limanowej więcej nie przyjadą.

Być dziennikarzem podczas GSMP Limanowa

Niby prosty temat, a po raz kolejny dosyć problematyczny. Może zacznę od przed wyścigowej atmosfery i tego co ja jako wydawca portalu www.wyscigigorskie.pl powinienem otrzymać od organizatora, ale i nie tylko ja, ale każdy dziennikarz. Lista zgłoszeń to podstawa. Otrzymałem ją, a bardziej ściągnąłem sobie ze strony wyścigu. Natomiast ciekawe informacje prasowe – brak. Wszystkie informacje to skupienie się na promocji osób, które miały się w niej znaleźć a nie przekazywanie rzetelnej ciekawej dla czytelnika informacji. Tego mi jako dziennikarzowi brakowało. W tym sezonie byłem 3 razy Rzecznikiem Prasowym i za każdym razem przed zawodami podczas jak i po starałem się sprzedać ciekawą informację dla kibiców, zawodników i wszystkich, którzy mogli zainteresować się danym wyścigiem. Tego zabrakło mi podczas Limanowej.

Podczas zawodów nie otrzymałem żadnej informacji prasowej od organizatora, ani wyników po każdym dniu, ani nawet możliwości dostępu do Internetu. Tylko uprzejmości zespołu Duda Motorsport, dostaliśmy miejsce w busie, Internet i miłą gościnę.

Po zawodach, w ogóle nie pojawiła się żadna informacja prasowa organizatora, ciekawe dlaczego?
Teraz trochę pozytywnie, żeby znowu zakończyć krytyką. Podczas zawodów pojawiła się zwyżka dla operatorów kamer oraz fotografów. Super sprawa, która uważam urozmaica zdjęcia i materiały filmowe. Szkoda tylko, że brakuje jeszcze samochodu który dowoziłby dziennikarza do takiego miejsca, lub w ogóle miejsca w którym chciałby robić zdjęcia czy filmować, bo to przy 6200 m trasie bardzo by pomogło w wykonywaniu naszej pracy.

No i na koniec tak jak wyżej ostra krytyka, która rozpocząłem już w poprzednim tekście o Limanowej. Nigdy, ale to przenigdy podczas żadnych zawodów samochodowych nie spotkałem się z taką arogancją ochroniarzy, którzy zabezpieczali zawody na trasie. Bezczelne odzywki nie tylko do dziennikarzy, wyrzucanie ich z miejsc ich pracy na zawodach i zrównywanie z kibicami, którzy też dostali za swoje i to dosyć mocno, co było słychać w głosach po zawodach. Takie praktyki są niedopuszczalne i jeśli to nie zmieni się na sezon 2013 to śmiało mogę powiedzieć, ja wyjadę z zawodów nawet jeśli miałaby to być sobota przed podjazdami wyścigowymi. Tak pracować się nie da i to muszą zrozumieć organizatorzy, którzy obrośli w piórka po pierwszych 3 wyścigach i uważają się za nieocenionych, najlepszych w kraju. Niestety Panowie, jeszcze przed wami długa droga.

Kibic ponad wszystko

Kibic powinien na zawodach stanowić wartość dodaną wyścigu. Tak jest w Korczynie, tak też jest w Sopocie, jak i w Załużu. Kibica należy szanować, dać mu dobrą dawkę adrenaliny, sportowej walki, ciekawie wypełnić czas. Niestety to kolejna rzecz której w Limanowej brakuje. Kibiców podczas zawodów w tym roku pojawiło się sporo, ale nie był to rekord jaki mogliśmy zaobserwować chociażby podczas zawodów GSMP Korczyna czy Załuż. Tak czy inaczej, kibice przychodzą nie dla organizatora ale dla samych zawodników i wydarzenia. Gdyby nie kibice i zawodnicy to zawody by nie istniały i to muszą zrozumieć władze Auto Moto Klubu Limanowa. To dla tych ludzi organizujecie zawody, nie dla siebie, zaspokojenia swoich ambicji tylko dla tłumów kibiców i zawodników, którzy w nich startują.
To jakaś taka Polska mentalność i chyba pozostałość z minionej epoki że kibiców, dziennikarzy i zawodników traktuje się jak całkowicie zbędnych, najlepiej żeby przyszli byli zadowoleni z tego co jest, zawodnicy przyjechali wystartowali o nic nie prosili i nie wyrażali złych opinii, a dziennikarze pisali tylko pozytywnie i wychwalali organizację, która w tym roku spaliła na panewce.

Fakt kibice w Limanowej mają wspaniałe miejsca do oglądania zawodów, od szerokich polan w początkowej części trasy, parku serwisowym, który mogą przejść wzdłuż i w „szerz” jeśli to tak mogę nazwać, super nawroty gdzie gromadzą się tłumy, ale poza tym, nic więcej. Gdzie są kabiny TOI TOI, choćby dla kibiców na trasie – brak, gdzie gastronomia np. tuż za mostkiem gdzie kibiców jest najwięcej, gdzie pozytywne nastawienie ochroniarzy (miłe, pozytywne) a nie złe emocje. Gdzie atrakcje dla kibiców którzy czekają na podjazdy? Brak.

Kibic w dzisiejszych czasach wymaga czegoś więcej niż tylko samego wydarzenia sportowego, on potrzebuje być doceniony, zauważony i oprócz obejrzenia super szybkich samochodów potrzebuje przysłowiowego „chleba i igrzysk”.

Powyżej mogliście przeczytać moje spostrzeżenia, które mogłem zanotować po wyścigu Przełęcz Pod Ostrą w tym sezonie. Nie piszę tego by kogoś obrażać, ale żeby pozytywnie krytykować to co jest złe i powinno być zrobione w lepszy sposób w przyszłości. Pewnie i tak znajdą się tacy, którzy powiedzą, że się czepiam. Tak czepiam się szczegółów, ale to chyba najlepsza droga do rozwoju i poprawiania się i zmiany na lepsze. Swoją drogą jestem ciekaw jak wypadną zawody 2013.

Już we wtorek przeczytacie wpis o nowym magazynie, który zaczął od tego sezonu pisać o GSMP.....

poniedziałek, 15 października 2012

Cividale del Friuli - Wyścig inny niż wszystkie


Obiecałem, że przeczytacie kolejny wpis w piątek i muszę Was za to przeprosić. Niestety nawet we Włoszech zdarza się, że brakuje podczas zawodów internetu, no i niestety nie było jak dodać tego małego podsumowania, ale z drugiej strony cieszę się, że mogę opublikować parę słów o wyścigu górskim Cividale del Friuli dopiero teraz, bo to co zobaczyłem zdecydowanie dało mi wiele do myślenia.
Ostatnio zaliczyłem zawody w Austrii podczas St.Urban Bergrennen. Wyjechaliśmy wspólnie z Grzegorzem Dudą na zawody FIA CEZ Trophy, tak jak i tym razem. Zespół jaki wybrał się do Włoch liczył 15 osób, dwa samochody wyścigowe i nowego kierowcę Bartka Wiśniowskiego, o którym już niedługo.

Zagraniczne trasy różnią się od naszych krajowych i to bardzo mocno. Bergrennen był bardzo krótki i ekstremalnie szybki. Włoska trasa to 6600 m prawie 60 zakrętów i wąska górska droga, która jest bardzo dobrze zabezpieczona.

Zawody w ramach 35 Trofeo Cividale Del Friuli – Castelmonte rozpoczęły się już w piątek odbiorem administracyjnym i badaniem kontrolnym. Na północ Włoch dotarliśmy o godzinie 12, rozstawiliśmy serwis, w którym spędziliśmy cały wyścigowy weekend no i zaczęło się. Sam serwis zlokalizowany został w centrum miasta i na jego ulicach. Nie było jednej strefy serwisowej co widziałem po raz pierwszy.

Szybki objazd miasta na skuterze zaskoczył mnie bardzo miło. Samo miasteczko to typowe znane z telewizji miejsce z przepięknymi kamieniczkami, rzeką, ryneczkiem no i kawiarniami. Dookoła mówię wam czuć zapach piekarni, ciastkarni i kawy, kawy i jeszcze raz kawy. Ale do wyścigów bo się lekko rozmarzyłem. Serwis, a raczej miasteczko serwisowe, jak pisałem wyżej na ulicach miasta rozbite na kilka stref, wszędzie ludzie, którzy przywitali nas z wielką gościnnością.

 Po BK i odbiorze administracyjnym, wybraliśmy się z Grzegorzem Dudą i Bartkiem Wiśniowskim na trasę. Byłem z pewnością zaskoczony. To typowy oesowy odcinek, wąski z wieloma zakrętami sekcjami lewo-prawo, spalaniami, patelniami i mocnymi podjazdami oraz jedną hopą. Dół to taki lekko węższy znany wam odcinek z Limanowej i Załuża z łukami 180 stopni. Górę porównałbym do Góry Św. Anny i górnego odcinka Siennej, czyli wąsko i kręto, a także do Cisnej, gdzie w połowie trasy była hopa, tak hopa, gdzie zawodnicy dosłownie odrywali się od ziemi.

Tym razem podczas całego wyścigu w planie były tylko czterypodjazdy, czyli około 25 kilometrów jazdy. Sobota to dwa treningi, a niedziela dwa podjazdy wyścigowe. Można się zapytać, a dlaczego tak mało jazdy. Już wam odpowiadam. To proste. Na liście zgłoszeń 206 samochodów. Tak dobrze przeczytaliście dwieście sześć aut. Jeden podjazd trwa około 4 godzin. W sobotę było dosyć sprawnie, bo pogoda lekko przestraszyła zawodników, było mokro i może dlatego dosyć bezpiecznie. W niedzielę zawody zakończyły się po 18, czyli trwały ponad 8 godzin. W niedzielę mieliśmy też naprawdę super pogodę, ale za to każdy chciał mocno docisnąć gaz i kończyło się w wielu wypadkach, no właśnie wypadkiem.

Do Włoch przyjechało trzech polskich reprezentantów – Grzegorz Duda potwierdzić swój tytuł Mistrza grupy A w FIA CEZ Hill Climb Trophy, Piotr Oleksyk Mistrz Polski N-2000 sezonu 2012, jako nagroda za udany sezon i debiutant na górskich trasach Bartek Wiśniowski, 19 latek z Nowego Sącza.
Bartek zakończył swoją jazdę niestety w niedzielę podczas pierwszego podjazdu wyścigowego. Wyeliminowała go usterka techniczna Lancera. Grzegorz i Piotrek ukończyli zawody na całkiem niezłych pozycjach, zbierając równocześnie doświadczenie.

Oprócz naszych reprezentantów na zawodach pojawili się oczywiście Włosi, również Austriacy, Chorwaci i Słowacy i Słoweńcy. Jednym słowem międzynarodowo. Auta jakie pojawiły się podczas 35 Trofeo Cividale, bajka dla oczu, uszu i wyobraźni. Od małych Steyer Puchów do bolidów F3, które, robiły niezłe zamieszanie. Były tak zwane placki, auta GT, WRC, DTM, WTCC, no dosłownie wszystko czego byście tylko chcieli podczas naszych polskich rund.
 

Jednym słowem wyjazd bardzo udany, zawody całkowicie odmienne od naszych krajowych, choćby pod względem melodyjnego języka włoskiego, który słychać było na każdym kroku. Moje wrażenia jak najbardziej pozytywne, nasi zawodnicy zadowoleni z występu, Grzegorz już na mecie świętował zdobycie drugiego z rzędu tytułu w CEZ i w serwisie przecierał oczy z szampana, który spływał mu z czoła i po policzkach.

 

Zdecydowanie polecam Wam wybranie się na zagraniczne rundy, bo można wiele podpatrzeć, ale i nauczyć się, poznać nowe ciekawe osoby, zawodników i zobaczyć trochę prawdziwej motoryzacji na najwyższym europejskim poziomie.

Do zagranicznej rundy jeszcze pewnie nie raz wrócimy w moich opowiadaniach i następnym razem sprzedam Wam trochę własnych przemyśleń ale już zdecydowanie na spokojnie.

czwartek, 11 października 2012

Jak to w końcu jest z tą Limanową


Tym razem zabieramy się za GSMP Limanowa 2012, którą poniżej postaram się rozłożyć na czynniki pierwsze. Myślę, że ten temat będzie z nami przez kolejne moje wpisy, bo jest to dość ciekawa runda, która w tym roku przyniosła nam wiele ciekawych tematów do dyskusji przez cały sezon. Rozłożenie na czynniki pierwsze zajmie więc trochę więcej czasu, ponieważ będę starał skupić się na poszczególnych tematach bardziej szczegółowo niż zwykle i omówić je bardzo precyzyjnie, tym bardziej, że są to w zasadzie jedyne tak duże zawody organizowane w Polsce w wyścigach górskich.

Najdłuższa trasa w Polsce, najbardziej zabezpieczona trasa w Polsce i najmłodsza zarazem trasa wyścigu górskiego w Polsce. To trzy przymiotniki jakimi można śmiało określić zawody na trasie ze Starej Wsi do Przełęczy pod Ostrą. Organizator, a bardziej lokalne władze mocno zainteresowały się organizacją rund Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski i stworzyły na swoim terenie przepiękną trasę z nową nawierzchnią, kilometrami barier i swoim wyjątkowym klimatem.

Wracając do dużych zawodów. Mam tu na myśli rangę zawodów. GSMP Limanowa po raz drugi pojechała do FIA CEZ Hill Climb Trophy. W 2011 roku do Limanowej w ramach tego pucharu przyjechał tylko Peter Jurena, co bardzo mnie zdziwiło. Przeważnie jest to do kilkunastu zawodników z zagranicy startujących właśnie w takim cyklu. Widać tu już, że ambicje organizatora przerosły jego możliwości lub też sposób przyciągnięcia zawodników był nieprawidłowy.


Powiedzmy, że to był ich pierwszy raz w FIA CEZ, trzeci raz w ogóle w Mistrzostwach Polski. W sezonie 2012 na liście zgłoszeń pojawiło się 117 zawodników z Polski oraz Słowacji. Z liczby 117 zawodników, 23 było ze Słowacji i ani jednego innego zawodnika z krajów Europy Centralnej. Wniosek. Gdyby nie rundy Mistrzostw Słowacji rozgrywane w Limanowej, to może powtórzyłby się scenariusz z 2011 roku czyli – 1 zagraniczny zawodnik. Ale kto wie, nie chcę tu tego roztrząsać, zauważam tylko pewien fakt.

Tak czy inaczej największe zawody jak mówiłem pod względem frekwencji zawodników w Polsce i rangi zawodów. Zdecydowanie nie najlepsze ani największe, bo każda runda GSMP jest wielkim wydarzeniem, organizacyjnym, sportowym i medialnym.

Trzeba przyznać organizatorowi, że włożył w te zawody ogrom własnej pracy. Własnej czyli członków klubu i wszystkich wolontariuszy jacy pracowali przy wyścigu, za co należą im się wielkie, ogromne podziękowania. Runda FIA CEZ była bardzo poprawna, były reklamy sponsorów, bardzo mocno widoczne, był oficjalny start z bramą, była i scena, na której pojawił się właściwy człowiek, który o wyścigach górskich i motorsporcie wie naprawdę dużo, bo zjadł na tym sporcie swoje zęby jako dziennikarz TVP. Była i gastronomia, kibiców też trochę się nazbierało, co zdecydowanie poprawiło humor zawodnikom. Trochę to znaczy, uważam, że Limanowa pod względem kibiców jest w ścisłej czołówce razem z Załużem, Banovcami i Korczyną, która w tym roku zdeklasowała wszystkich na samym starcie. Zawodnicy byli zadowoleni, aż do sobotniego popołudnia.

Z drugiej strony, brakowało tak podstawowych rzeczy jak choćby toalety Toi Toi dla zawodników. Czy to aż tak wielki koszt postawić w całym parku serwisowym który ciągnie się przez 2 km kilkanaście albo kilkadziesiąt kabin, aby zawodnicy i ich zespoły mogli załatwić podstawowe potrzeby. To jedna z moich obserwacji, ale też bolączka zawodników, którzy jak jeden powtarzali mi to w kółko podczas weekendu. Druga sprawa to zwykłe chamstwo zatrudnionej Ochrony, która stała na trasie wyścigu. Tak niemiłych, wulgarnych ochroniarzy nie widziałem przez kilkanaście lat mojej przygody z motorsportem. Nie dość, że narzekali na to kibice, to również i dziennikarze, którzy byli przepędzani z każdego możliwego miejsca jak zwykłe burki. W końcu oni pojawili się na trasie wyścigu żeby wykonać swoją pracę, czyli pokazać, napisać lub przedstawić fotografie z zawodów. Tak wyglądać to nie może.

Poza kilkoma, poważnymi wpadkami, wspaniała czerwcowa pogoda dopisywała wszystkim zawodnikom i kibicom, a zawody okazały się całkiem udane dla Tomka Nagórskiego, który po raz trzeci wygrał rundę GSMP.
Tomek Nagórski - zgarnął chyba wszystko ci się dało
Jak widzicie skupiłem się na pewnych aspektach organizacji zawodów, które nie tylko mnie doskwierały lub miło zaskoczyły. Już w kolejną środę przedstawię GSMP Limanowa okiem, zawodnika, dziennikarza i kibica i opowiem o skróconych zawodach i niezadowoleniu zawodników….

A w piątek... GORĄCA... relacja z Cividale del Friuli czy ostatniej 12 rundy FIA CEZ Hill Climb Trophy prosto z Włoch... już nie mogę się doczekać, aż napiszę wam jak wyglądają zagraniczne zawody, w których wystartuje trzech Polaków - Grzegorz Duda, Piotr Oleksyk i debiutant Bartosz Wiśniowski.

Łukasz

piątek, 5 października 2012

Tomek Nagórski – czarny koń sezonu 2012



We wtorek przedstawiłem druga rundę Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski, czyli nowość w polskim kalendarzu GSMP – zawody w Jahodnej na Słowacji. Udało mi się wspomnieć o zwycięzcy tych zawodów, czyli o Tomku Nagórskim, który do tej pory sporadycznie startował w GSMP. Występ w Jahodnej miał również być takim epizodem z GSMP, ale jak później się okazało wygrywanie wciągnęło Tomka i pojechał już do końca cały sezon, stając na najwyższym stopniu podium w klasyfikacji generalnej sezonu 2012 – czego osobiście przyznam nikt się nie spodziewał.


Czarny koń? Chyba zdecydowanie tak. Tomek już podczas pierwszego występu potwierdził, że jest świetnie przygotowany zarówno sprzętowo jak i kondycyjnie i technicznie. Po raz pierwszy widziałem jak Subaru Impreza WRX jeździ właśnie w Jahodnej i wydawało mi się, że jednak zawodnik z pod znaku 4turbo nie jest tak szybki. To była jednak iluzja, bardzo technicznej jazdy po idealnym torze, bez specjalnego szaleństwa.

Oprócz bycia świetnym zawodnikiem przekonałem się, że Tomek Nagórski jest według mnie najskromniejszym kierowcą jaki startuje w wyścigach górskich. Dlaczego tak sądzę? Chyba jeszcze nikt, nigdy w mojej karierze dziennikarza nie uciekł mi z przed kamery. Tomek zrobił to już w Jahodnej podczas swojego pierwszego startu. Brak ciśnienia na bycie w mediach, na to żeby być rozpoznawanym to, to co wyróżnia Mistrza Polski GSMP 2012. Uwierzycie – zwycięzca zawodów, zawodnik, który po raz pierwszy pojawia się w sezonie, sensacyjnie wygrywa zawody i co – nie ma wywiadu? Tak nie mogło być, tym razem to ja musiałem pofatygować się i poprosić Tomka, żeby jednak zwycięzca pojawił się w wywiadzie po pierwszym dniu zawodów. Podczas kolejnych rund było już dużo lepiej i Mistrz zaczął przyzwyczajać się do naszej kameryJ.


Podczas trzeciego wyścigowego weekendu w Limanowej, a następnie w Sopocie Nagórski stanął  ponownie na pierwszym miejscu w generalce. Jednak pierwszy dzień w Sopocie to druga lokata. W Siennej tylko pierwszy dzień należał do „czarnego konia”, jak został już na stałe nazwany Tomek. Podczas 10 i 13 rundy Nagórski zaliczył dwa najsłabsze występy zajmując dopiero czwarte miejsce tuż za podium w generalce. W Banovcach podczas przedostatniego weekendu wyścigowego Tomek nie wystartował w sobotę ze względu na problemy techniczne auta, ale za to w niedzielę pojawił się na 4500 m trasie na szczyt Jankov Vrsok i zdeklasował rywali wygrywając po raz 7 w sezonie.

No właśnie na 14 rund rozegranych w tym roku, Tomek Nagórski wygrał aż 7 z nich, ustanawiając kolejno rekordy tras w Jahodnej, Limanowej, Sopocie, Siennej i Banovcach. Pojawienie się tego kierowcy w tym roku sprawiło, że po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat rywalizacja o tytuły mistrzowskie przebiegała w gronie co najmniej sześciu zawodników i ja do ostatniego dnia cyklu GSMP 2012, nie byłem w stanie wytypować pierwszej piątki, bo na tak wysokim poziomie pojawiło się nagle tylu zawodników.

Tomek był w tym sezonie wyzwaniem dla swojej konkurencji, która robiła co tylko mogła, żeby wygrać. Nie ukrywam, że dla mnie zawodnik Subaru Imprezy WRX też był wyzwaniem.

Cóż więcej powiedzieć. Gratulacje ze zdobycia tytułu Mistrza Polski Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski 2012.

wtorek, 2 października 2012

Jahodna rozczarowała, ale może jeszcze zaskoczyć.


Tak jak zapowiedziałem powracam do pisania. Postaram się bardzo regularnie w każdy wtorek i piątek dodawać nowe wpisy, moje spostrzeżenia oraz wnioski i opinie dotyczące GSMP, WPP i w ogóle motorsportu. Oczywiście chcę pokazać Wam wszystko trochę z tej innej strony, której mogliście do tej pory nie poznać.

Tym razem zacznę od zawodów GSMP Jahodna, czyli nowej rundy w kalendarzu polskich wyścigów górskich. Zaczynam od Jahodnej, bo temat otwarcia sezonu przerobiliśmy już w czerwcu i sądzę, że wszystko co chciałem napisać o zawodach rozpoczynających sezon już napisałem.
Wracając jednak do słowackiej rundy. Zawody rozgrywane były jako rundy Mistrzostw Polski, Mistrzostw Słowacji i Mistrzostw FIA Hill Climb Cup, czyli coś więcej niż FIA CEZ Trophy, ale znowu mniej niż prawdziwe Mistrzostwa Europy.


De facto do ME, zawodom w Jahodnej jeszcze daleko, ale dopiero po raz 4 zawodnicy mieli okazję wystartować w tych zawodach, które jak zauważyłem rosną w siłę. Ponad 130 zawodników to piękny wynik, którego pozazdrościmy Słowakom.

 Mógłbym pomarudzić nieco i ponarzekać na np. park serwisowy i zjazdy wszystkich zawodników z tym związane. Nieprzemyślany harmonogram, czy godziny zamknięcia drogi, które spowodowały przerwanie sobotniej rundy i zamknięcie rywalizacji tylko na jednym podjeździe wyścigowym.

Oczywiście to wszystko są niedociągnięcia, które podczas zawodów FIA Cup nie powinny mieć miejsca, ale z drugiej strony było widać, że organizator robił co w jego mocy. Tak a propos gdyby nie te małe wątki, to zawody byłyby naprawdę super, bo trasa w Jahodnej to prawdziwy majstersztyk. Początek do połowy to istna autostrada z trzema pasami, a później wlot do lasu i już bardzo kręta droga, na której trzeba uważać, ale można i docisnąć. Jaką taktykę założyć na taki odcinek? Każdy miał swoją receptę i widziałem tak różne przejazdy, że w końcu sam nie wiem jak należy poprawnie pojechać.

Medialnie zawody oceniam w 10 stopniowej skali na 8 punktów. Jeden odejmuję za brak Internetu, który w dzisiejszych czasach jest niezbędnym narzędziem pracy dziennikarskiej i nieco  pokrzyżował nam plany, ale tak czy siak daliśmy radę. Drugi minus za park serwisowy, to była naprawdę powiem bez ogródek żenada, żeby postawić polskich zawodników w błocie.

Za to wielki plus za wspaniałych kibiców, listę zgłoszeń z ponad 130 nazwiskami, za single seatery, czyli formuły, za trasę no i wyśmienitą rywalizację.

Nie można zapomnieć też o Tomku Nagórskim, który zrobił nie lada zamieszanie swoim pierwszym występem w GSMP 2012, ostatecznie zdobywając na koniec sezonu tytuł Mistrza Polski. Dwie wygrane uskrzydliły Tomka, który pojechał już do końca wszystkie zawody, z czego osobiście się bardzo cieszę, bo od tego momentu rywalizacja i przebieg całego cyklu były po prostu nie do przewidzenia.

Mam nadzieję, że w przyszłym roku po raz drugi wybierzemy się do Jahodnej na zawody, z parkiem serwisowym na dole przed startem, bo w takim przypadku te zawody mogą być najlepszą rundą w kalendarzu. Przyznam, że ogólnie byłem pozytywnie nastawiony do nowej rundy, która z pewnością przyniosła zawodnikom sporo emocji, bo od dawna nie było tak, żeby każdy kto startował jechał jakąś trasę po raz pierwszy. No może oprócz Romka Barana, który chyba przeczuwał w 2010 roku, że te zawody pojawią się jako runda Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski.

Jestem ciekaw jakie wy macie wrażenia po tych zagranicznych zawodach. Może podzielicie się z czytelnikami, do czego zachęcam. Napiszcie parę zdań na maila lukasz@wyscigigorskie.pl, chętnie umieszczę je na tym blogu.