sobota, 18 lutego 2012

Początek przygody...

Dopiero wczoraj założyłem swojego bloga, na którym moim okiem będę przedstawiał Wam całość motorsportu, jego funkcjonowanie, zależności, jak się do niego dostać - i pozostać na całe swoje życie. Jestem pewien, że jest wielu ludzi, którzy dadzą się zarazić pasją, którą jest sport samochodowy. Każdy chłopiec z reguły lubi samochody od dzieciństwa - no właśnie z reguły. 

OD DZIECIŃSTWA
Tu przychodzi mi na myśl sytuacja w której znalazłem się ostatnio. Kolega zaprosił mnie do siebie na kolację, a że ma prawie dwu letniego syna, miałem dylemat co mu kupić. Wizyta w sklepie z zabawkami była dla mnie nie lada zadaniem, ale szybko podjąłem decyzję co kupić. Oczywiście zastanowiłem się co ja jako mały mężczyzna chciałbym najbardziej - odpowiedź była tak prosta że skierowałem się do regału z samochodami, czy jak to się mówi "żeleźniakami". Tam do wyboru do koloru - duże, małe, średnie. Znalazłem wśród zabawek, o których będąc dzieckiem mogłem tylko marzyć fajnego nakręcanego żeleźniaka - oczywiście sportowy wóz bo jak by inaczej - Audi A4 DTM. Powiem wam, że nie mogłem chyba zrobić dziecku lepszego prezentu, bo chłopiec był zauroczony autem, do końca mojej wizyty trzymał go kurczowo w rączce i nie chciał oddać, co więcej na drugi dzień dowiedziałem się, że poszedł z nim spać, a ponad miesiąc po spotkaniu kumpel oznajmił mi, że autko które dałem jego synowi to najlepsza zabawka. Tak właśnie zaczyna się w pewnym sensie pasja do motoryzacji. Może chłopak, a raczej chłopczyk jeszcze tego nie rozumie, ale już teraz zaszczepiane jest w nim zainteresowanie samochodami. Co z tego wyniknie czas pokaże.

Ten przykład świetnie pokazuje, że miłość do samochodów jest nieograniczona, a czym głębiej wchodzi się w ich świat, tym bardziej się go kocha. 

POCZĄTKI PRZYGODY
Moja przygoda, rozpoczęła się de facto kiedy przyszedłem na świat. Tato był kierowcą rajdowym i wyścigowym, startował Fiatem 126p w latach 80-tych, był kilkakrotnie Mistrzem Polski. Od małego zabierał mnie ze sobą i mamę na rajdy i wyścigi. Tak bardzo pokochałem ten świat motoryzacji, szybkich samochodów i głośnych wydechów, że każdy wyjazd, każda chwila przy aucie była dla mnie swoistym przeżyciem. Tak wtrącając - jak byłem naprawdę mały i nie mogłem zasnąć tato brał mnie do auta i robił kilka przejazdów po mieście, bo tylko tak mogłem zasnąć.

Ale do meritum. Czy ktoś rozpocznie swoją przygodę tak jak ja, czy jak syn mojego kolegi, czy też w wieku 18, 25, czy 30, a nawet 40 lat, zechce i poczuje chęć poznania motorsportu, droga stoi otworem. Początek przygody można rozpocząć od internetu, telewizji. Dzisiejsze media dają nam bardzo dużo informacji o rajdach i wyścigach. Dobrym początkiem jest wybranie się na KJS, SuperOS, RallySprint jako kibic, żeby zobaczyć o czym tak w ogóle mówimy. W dalszej kolejności wizyta na torze wyścigowym, wyścigu górskim czy rajdzie do Mistrzostw Polski będzie naturalnym progresem. Tam poznajemy cały świat,  dowiadujemy się jak to funkcjonuje, poznajemy fachowe słownictwo, którego jest masa i dla zwykłego śmiertelnika nie do zrozumienia. 

Mogę się mylić, ale po wizycie na zawodach rangi Mistrzostw Polski, 90% z was zostanie na dłużej w świecie samochodów sportowych i będzie chciała się dalej rozwijać i edukować. 

Znam wielu ludzi, którzy kochają ten sport jak nic innego. Jest on ich całym życiem. Czerpią z niego przyjemność, wenę i energię. Ja zaliczam się w 150% do tych ludzi.

FINANSOWE KWESTIE
Początek przygody zaczyna się od oglądania, kibicowania, po którym przychodzi chęć spróbowania własnych sił. I tu niestety zaczynają się problemy natury finansowej. Niestety, sport samochodowy jest bardzo drogi, jeśli chcemy uprawiać go na najwyższym poziomie. Uczestnictwo w sezonie RSMP to kwoty sięgające set tysięcy złotych. Wyścigi górskie są z pewnością dużo tańsze ale i tak trzeba zainwestować kwotę rzędu kilkudziesięciu tysięcy - może mniej niż 50 ale zawsze to wielkie pieniądze. Są i tacy, którzy jeżdżą za kilka tysięcy i mają z tego ogromną frajdę, ale żeby liczyć się w walce trzeba mieć dobrze przygotowany sprzęt.

Alternatywą dla początkujących i jakby naturalną drogą jest udział w imprezach typu KJS, SuperOS czy RallySprint. Są to amatorskie zawody, otwarte dla każdego kierowcy, który posiada własny samochód, no nie koniecznie własny, ale tak z własnego doświadczenia jest bezpieczniej :), a dlaczego powiem wam nieco dalej. Tu można pościgać się za bardzo małe pieniądze, które włożymy we wpisowe ok. 120zł, paliwo do auta kolejne 200 zł, czyli raz w miesiącu można wydać ok. 400 zł, czerpiąc z tego ogromną przyjemność. Można znaleźć sponsora, który pokryje nam koszt wpisowego, opon, paliwa wszystko jest możliwe tylko trzeba chcieć.

W dzisiejszych czasach można również zacząć od kartingu, który stał się za sprawą Roberta Kubicy bardzo popularny. Utworzono wiele zamkniętych torów INDOOR KARTING, w których już 6 czy 5 letnie dzieci mogą spróbować swoich sił. To świetne miejsca bo są bardzo bezpieczne, dają możliwość sprawdzenia swoich predyspozycji do szybkiej jazdy, nauki techniki czy rywalizacji z innymi.Co więcej to jedno z najtańszych rozwiązań. 15 minutowa sesja na torze nie powinna być droższa niż 30 zł. Czyli jeśli wybierzemy się sami czy z naszym dzieckiem to będąc na takim obiekcie 4 razy w miesiącu zapłacimy 120 zł. Dużo, chyba nie jak na świat motorportu.

DYLEMAT
No właśnie napisałem wyżej o dwóch drogach rozpoczęcia kariery. Tu trzeba zadać sobie pytanie, czy chcemy występować w wyścigach czy interesują nas rajdy. Od naszego wyboru zależy droga jaką powinniśmy przejść. Jeśli rajdy, to karting w niczym nam nie przeszkadza, bo tylko zaznajamiamy się z tym sportem, ale kolejnym krokiem powinno być zrobienie prawa jazdy i występy w amatorskich imprezach rajdowych (KJS - tak je będę dalej nazywał). Jeśli chcemy wejść w świat wyścigów, to trzeba byłoby zakręcić się za prawdziwymi torami, prawdziwym gokartem, bo te na kartingowych torach zamkniętych są imitacjami prawdziwych maszyn, które osiągają prędkości do ponad 100 km/h. Później licencja wyścigowa (nawet bez prawa jazdy do zdobycia) i ścigamy się np. maluchem w Wyścigowym Pucharze Polski rozgrywanym na Torze Poznań. Łatwe, oczywiście i znowu nie tak drogie, a frajda jak każdy występ nieoceniona.

Od decyzji podjętej przez nas zależy dalsza droga. Jeśli rajdy to starty w KJS, obeznanie się z procedurą przepisami, stylem rajdowej jazdy. Jeśli wyścigi, to poznawanie torów, walka ze sobą, jazda w tłumie i takie wyścigowe cwaniactwo, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

POCZĄTEK
Znowu wrócę tu do swojej osoby. W moim przypadku to wszystko zostało połączone. Pierwsze KJS-y jeździłem z kolegą z klubu, a no właśnie jeszcze klub, tak zwany Automobilklub. Dobrze byłoby zapisać się jako członek do jakiegoś Automobilklubu, których w Polsce mamy mnóstwo. W każdym większym mieście jest przynajmniej jeden, jeśli nie więcej takich instytucji, w których poznamy ludzi, którzy z pasją samochodową realizują się jako zawodnicy lub organizatorzy. Dla każdego coś dobrego. Jeden woli sędziować i organizować, drugi woli jeździć. Ale dzisiaj o tych co jeżdżą. Wracając do mnie jeździłem z kumplem jako pilot i zawsze chciałem spróbować swoich sił za kierownicą. Udało mi się to po zrobieniu prawa jazdy tylko raz. Rzecznik Prasowy mojego klubu pożyczył dla mnie auto od jednego z dealerów samochodów i tak oto zasiadłem za kierownicę auta. Warunki zimowe, ja na letnich oponach, nie chciałem rozbić auta i jechałem dosyć zachowawczo, ale bałem się i to chyba dobre bać się i przełamywać swoje bariery bo z tego jest właśnie frajda. Ostatecznie dojechałem na 4 czy 5 miejscu  w klasie - był dyplom była radość, ogromna radość ze startu, no i pierwsze szlify. Kolejna przygoda miała miejsce można powiedzieć prawie 10 lat później. 

Teraz w szybkim skrócie podsumujemy to co do tej pory napisałem. Raz trzeba się zarazić pasją, dwa, zobaczyć sport samochodowy na żywo, trzy - gokart będzie super początkiem. Dalej, zapisanie się do Automobilklubu, który pomoże nam a ludzie w nim zrzeszeni odpowiedzią na nasze najtrudniejsze pytania.
Pięć trzeba kupić swój samochód albo jak ja otrzymać go od taty, dealera czy wujka.

OK, krótkie podsumowanie za nami. Jedziemy dalej. Ha ha, no tak zapomniałbym o prawo jazdy, które jest nam niezbędne do rajdowania, chociaż do wyścigów na torach już nie tak konieczne. 

Doszliśmy już do momentu samego debiutu. Ja debiutowałem dwa razy w wieku 18 lat i teraz w wieku 28. Przyznam, że ze względu na finanse, dziesięć lat temu nie mogłem pozwolić sobie na starty. Nie było tyle pieniędzy żeby kupić auto, a może tato chciał poczekać aż dorosnę do ryzyka rozbijania samochodów :). tak czy inaczej nie zmarnowałem tych 10 lat i uważam, że nauczyłem się wiele. 

PIERWSZY SAMOCHÓD
No tak debiut w KJS, pierwszy start to wielki stres. Mamy już prawo jazdy, mamy samochód - wcale nie musi to być rajdówka z klatką fotelami za wielkie pieniądze.
Po moim debiucie w Tychach samochodem mojego taty (tu wrócę do przerwanego wcześniej wątku - niestety lekko rozbiłem tacie auto w debiucie. Rozbiłem to może za wiele powiedziane, ale miałem bliskie spotkanie z barierą energochłonną. No tak przyznaje się przesadziłem było za szybko, do tego śnieg hamowanie i lekkie bęc, rozbiłem prawy przód Mitsubishi Stariona 2,0 Turbo - dużo mocy tył napęd ale była zabawa na całego. Tato był wściekły jak przyjechałem i zobaczył auto, ale mam nadzieję, że zrozumie, że nie chciałem tego :) i tylko przez swoją głupotę, a może przez brak doświadczenia sportowego stało się jak się stało), tak się wkręciłem, że od tygodnia szukam auta którym mógłbym startować. Objąłem dwie drogi. Mogę kupić tanie auto seryjne bez żadnych specjalnych sportowych gadżetów tak je nazwijmy, czyli w pełni seryjne auto z ulicy. Szukam małego z dużą mocą, tak żeby nie odstawać od konkurencji. Takie auto śmiało kupię za 2000 zł. Oczywiście OC, przegląd techniczny to kolejny wydatek, ale już mogę za niewielkie stosunkowo pieniądze, które są w zasięgu każdego normalnego człowieka pobawić się w rajdy samochodowe i na własnej skórze poczuć rajdową adrenalinę i rozbijać swoje auto. Druga droga nieco droższa, to kupno już auta które jest choć ciut przygotowane do sportu. Rajdowe fotele kubełkowe, pasy, może klatka i zawieszenie to podstawa. Takie autko znalazłoby się od 5000 tysięcy. To wszystko kwestia filozofii i zasobności portfela na starcie. Czy chcemy budować sami własne auto, czy chcemy już coś co jest po części gotowe to ciężki wybór ale warto się nad jednym jak i drugim rozwiązaniem zastanowić. Jak i wszędzie każdy wybór ma swoje złe i dobre strony.

PRZYGOTOWANIA I PIERWSZY RAJD
Mamy już auto, jesteśmy zapisani do klubu. Jedziemy na rajd. Moje przeżycie z występem w Tychach w wieku 28 lat było niesamowite. Nie mogłem spać dobrze przez ostatnie dwie noce przed startem. Przygotowywałem auto. Zebrałem wymagane przepisami dokumenty - Polisa OC i NNW, sprzęt gaśnica - z homologacją, trójkąt, apteczka. Pojechałem sprawdzić wydech, pospawać itd. Namówiłem mojego kolegę Przemka, tu dla niego wielkie dzięki za to że zgodził się pojechać ze mną jako pilot i muszę przyznać bawiliśmy się obaj świetnie. No tak, przepisy - znajdziecie je ogólne na stronie www.pzm.pl - tu link http://www.pzm.pl/samochody_regulaminy



Było by dobrze przed pierwszym startem pojechać na jakiś duży plac i potrenować, zobaczyć jak auto zachowuje się przy większych prędkościach po prostu je wyczuć. Mając całą powyższa wiedzę zostaje wybór imprezy. Większość imprez opisywana jest na portalu http://rajdy.hoga.pl. Tam znajdziecie kalendarz imprez jakie organizowane są w waszym rejonie. Można spytać w waszym klubie czy organizowane będą jakieś KJS-y i pojawić się na takiej imprezie, najpierw jako kibic, a następnie w roli zawodnika. Wpisowe. Tak trzeba zapłacić za start od 50 zł do 150 zł. To zależy od imprezy. Teraz pozostaje nam już tylko przyjechać na rajd i bawić się co niemiara i zdobywać pierwsze szlify. 

Uffff, rozpisałem się trochę, ale chciałem przedstawić wam wszystkie kwestie jakie związane są z rozpoczęciem swojej sportowej przygody ze sportami samochodowymi. Jak widzicie wcale nie trzeba wiele wkładu finansowego, jak to się przyjęło, że ten sport jest super drogi, żeby spełniać swoje marzenia. Trzeba tylko wiele wysiłku własnego, może trochę wyrzeczeń, a występ jest w zasięgu waszej ręki. Chyba nie zapomniałem o niczym i w pierwszym dłuższym wpisie przedstawiłem wam drogę jaką trzeba przebyć, ażeby pojawić się na imprezie samochodowej. 

Już w najbliższym czasie, mój kolejny wpis poświęcony będzie zdobyciu licencji zarówno wyścigowej i rajdowej. Opisze wam drogę jaką trzeba przejść żeby stać się pełnoprawnym zawodnikiem. Oczywiście przytoczę własne przykłady ponieważ już za 2 tygodnie jadę do Poznania na tor zdobyć tą wymarzoną licencję, dlatego informacje będziecie mieli jeszcze gorące :).

Pozdrawiam  i chyba nie zamęczyłem was tym artykułem, który uważam, otworzy każdemu oczy na to jak łatwo można wejść w świat, który ja pokochałem i realizuję się od lat.

Do tekstu dodałem kilka swoich fotografii z debiutu tydzień temu w Tychach :).

Pozdrawiam,

Łukasz



piątek, 17 lutego 2012

Zaczynamy blogowanie o sporcie samochodowym

No to zaczynamy moją historię z blogiem.
Długo się zbierałem, żeby założyć bloga, znaleźć czas na pisanie no i przełamać się to takiej formy kontaktu i przekazywania informacji. Mam nadzieję, że nie zawiodę sam siebie i was wszystkich, którzy będziecie czytać moje wypociny.
Ten blog będzie poświęcony sportom samochodowym. Temu jak to wszystko się kręci. Przedstawię wam motorsport od kuchni, okiem kibica, organizatora, dziennikarza oraz zawodnika.

Wypadało by się na początek przedstawić. Nazywam się Łukasz Strzelecki, mam obecnie 28 lat (za dwa miesiące 29). W sporcie samochodowym jestem można powiedzieć od zawsze. Urodziłem się w rodzinie w której ojciec był kierowca rajdowym, więc sami wiecie jak inaczej mogły potoczyć się losy syna rajdowca. Tak, jak myślicie od najmłodszych lat towarzyszyłem tacie w jego pasji, zarażając się totalnie tym szalonym sportem. Moja mama, nie jest przekonana do mojej pasji, ale tak to jest, ktoś musi trzymać mnie twardo na ziemi, bo w mojej krwi płynie sportowe paliwo, niestety nie umiem się tego pozbyć.
O rajdach i wyścigach wiem wszystko. Byłem ich organizatorem od 10 roku życia, zawodnikiem - starty w KJS jako pilot, a ostatnio wsiadłem za kierownicę i zaczynam swoją historię sportową. Za małolata byłem kibicem i czasem lubię pojechać sobie na rajd albo wyścig i go po prostu oglądać. Tak po prostu oglądać to się nie da, bo do tego całego zbioru jestem również dziennikarzem sportowym. Sport przez całe życie wszędzie i w każdej sytuacji. Tak jak napisałem wcześniej jestem zarażony bez możliwości wyleczenia, bo na dużą dawkę adrenaliny, która stała się czymś naturalnym w moim życie, nie znaleziono jeszcze recepty. Tylko samochody, zapach palonych opon, paliwa i klimat zawodów dają mi dalszego kopa do życia, pracy i funkcjonowania. Może pomyślicie szalony. Tak coś w tym jest, że pokochałem ten sport i bez niego nie wyobrażam sobie życia.
Ale, nie o mnie, chociaż często będę przytaczał swoje przykłady, będę tu pisał.

Chciałbym przekazać wam część mojej wiedzy jaką posiadłem przez 29 lat życia w sportach samochodowych.  Od czego zaczniemy. Sam nie wiem od czego zacząć bo jest tego mnóstwo. Zacznę chyba od tego, co skłoniło mnie do założenia tego bloga.
Ostatnio, po raz pierwszy zaliczyłem swój debiut za kierownicą sportowego samochodu w imprezie typu KJS/Supersprint czy jak to jest nazywane - SuperOes. Spełniłem tym samym swoje marzenie, wystąpienia w rajdzie, imprezie sportowej, które chodziło za mną od młodości, a następnie od zrobienia prawa jazdy.
Przyznam, że nie udałoby się to po raz kolejny bez pomocy mojego taty. To on dał mi samochód, swoją perełkę (historyczny Mitsubishi Starion, napęd na tył 200 koni) i zaproponował start. Świetne przeżycie.

Na dzisiaj może tyle. Postaram się w przeciągu kolejnych kilku dni, napisać wam jak rozpocząć karierę, historię ze sportem motorowym jeśli tak jak ja, od zawsze marzyliście aby wystartować w imprezie sportów samochodowych.

Zapraszam na mojego bloga i do śledzenia kolejnych wpisów.

Łukasz